Effy
Ostatnia lekcja zawsze dłuży się najbardziej. Zwłaszcza, gdy
jest to historia. Siedziałam w ostatniej ławce ze słuchawkami w uszach i
bazgroliłam po zeszycie. Zawsze tak robię, gdy się nudzę. Nie mogłam już się
doczekać kiedy wyjdę z tej głupiej szkoły i wrócę do mojego domu, pokoju,
ciepłego łóżka. Westchnęłam cicho sprawdzając godzinę. Jeszcze 15 minut, aż 15
minut. Podniosłam głowę i zaczęłam przyglądać się mojej klasie. Nic ciekawego.
Przesunęłam lekko głowę w lewą stronę i wyjrzałam przez okno. Wszędzie biało i
ponuro. Jak nigdy, w tym roku zima zaskoczyła chyba każdego Londyńczyka. Moją
uwagę przykułam płatkom śniegu, które spadały na ziemię i wtapiały się w więcej
białego puchu. W oddali spostrzegłam też starszą panią i pana, którzy wolno
szli trzymając się za rękę. Uśmiechnęłam się delikatnie do samej siebie. Taki
widok jest po prostu piękny. To cudowne gdy po tylu latach miłość, która
łączyła nas z drugą osobą podczas gdy byliśmy młodzi i szaleni trwa nadal.
Chciałabym też kiedyś stać się taką panią i znaleźć tak wspaniałego pana.
Chciałabym żebyśmy sobie ufali, całowali się i przytulali i mówili czułe słowa i oglądali razem filmy i śmiali się z w ogóle
nie zabawnych żartów, zawsze, pomimo
wszystko i wszystkich. Z moich jak zwykle nieosiągalnych marzeń wyrwał mnie
dzwonek. Pośpiesznie spakowałam piórnik, książkę i zeszyt do torby i wybiegłam
z klasy. Z całą moją paczką spotkaliśmy się jak zwykle na ławce przy szatni.
Molly, Sophie i dziewczyny siedziały już ubrane, razem ze mną podszedł Jay. Na
szczęście podałam mój numerek od szatni Robertowi, więc przepychanie się przez tłum
tych obrzydliwych idiotów mam za sobą. Po jakiś 5 minutach z kolejki wyszedł
zadowolony Robert z moją kurtką w ręku.
- Frajerzy – prychnął pod nosem patrząc się na resztę
przepychających się uczniów,
- Tak, tak – kiwnęła głową Molly,
Chwilę później wyszliśmy ze szkoły. Część z nas poszła w
innym kierunku. W moją stronę kierowała się Sophie, Li, Robert i Daren.
- Co dzisiaj robicie? – spytał się ten ostatni,
- Uczę się. Mam jutro sprawdzian z matematyki – westchnęła
blondynka,
- Chyba wychodzę z Jakem – uśmiechnęła się Molly,
- Siedzę w domu – przewróciłam oczami,
Po 10 minutach drogi rozdzieliliśmy się i zostałam tylko z
Sophie. Tym razem nie miałam jakoś ochoty na rozmowy, więc szłyśmy z zupełnej
ciszy. Gdy doszłyśmy do końca ulicy szybko się pożegnałyśmy i każda z nas
ruszyła do swojego domu.
Moi rodzice pracowali do wieczora, więc popołudnie byłam
sama w domu. Zjadłam obiad i razem z psem leżałam na kanapie oglądając telewizję.
- Nudno, co? – głaskałam go po brzuchu,
Gdy dochodziła 16 zwlekłam się z kanapy i ruszyłam do mojego
pokoju. Wyjęłam książki i zeszyty i zaczęłam odrabiać lekcje. Jednak jak to
często bywa nie szło mi zbyt dobrze. Nie należę do osób cierpliwych, więc po
ponownych próbach rozwiązania zadania z matematyki, po prostu położyłam głowę
na biurku. Podczas odpoczynku poczułam wibracje mojego telefonu. Wyjęłam
białego iPhona z prawej kieszeni. Wiadomość od Harrego. „Hej, może się dzisiaj
spotkamy? Jeśli tak, to przyjadę pod twój dom, za pół godziny x”. Po chwili namysłu
odpisałam, że z chęcią gdzieś wyjdę. Mam dość szkoły, lekcji, matematyki,
książek, zeszytów i wszystkiego co się z tym wiąże. Na szczęście już niedługo
będziemy mieli krótką zimową przerwę i wreszcie znajdę czas na odpoczynek.
Pośpiesznie spakowałam małą torebkę, poprawiłam włosy i zeszłam na dół. Jak
zwykle, gdy na coś czekam – bawiłam się z moim psem, śmiejąc się sama do
siebie. Po chwili zadzwonił Harry, więc wyszłam z domu, gdzie czekał już w
samochodzie. Weszłam do środka i uśmiechnięty Styles przywitał się ze mną.
- Hej – pocałował mnie w policzek
- Cześć, Harry – uśmiechnęłam się,
- Dokąd panią zabrać? – zapytał się i odpalił samochód,
- Gdziekolwiek,
Włączył radio i jechaliśmy w ciszy po ulicach Londynu. Lubię
spędzać czas z Harrym. Jest miło i zabawnie. Przy nim zapominam o problemach i
szarej rzeczywistości. Po prostu dobrze się bawię. Poza tym umiemy się dogadać
i rozmawiać godzinami. Po chwili ciszę przerwał Harry, który zaczął nucić
piosenkę lecącą w radiu.
- Nie wierzę – śmiałam się,
Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się na parkingu i wyszliśmy z
samochodu. Znaleźliśmy się w jednym z małych parków, na przedmieściach Londynu.
- Nigdy tu nie byłam – rozejrzałam się dookoła,
- Wiesz, znam wiele takich miejsc. Po prostu czasem
potrzebuję spokoju i zaszywam się w jakieś mało znane,
Usiedliśmy na jednej z ławek i zaczęliśmy rozmawiać. Harry
opowiadał mi o różnych wywiadach, fanach i koncertach. Przyznam szczerze, że
gdy słyszę jego przygody to robi mi się trochę przykro, bo w tym momencie ja
jedynie mogę mu opowiedzieć o tym co robiłam w szkole… mało ciekawie.
- A co dzisiaj ciekawego się wydarzyło? – jak na złość
zapytał się mnie Styles,
- Nic. Nic ciekawego. Szkoła – westchnęłam,
- A co u Roberta? – wrednie się uśmiechnął,
- Oj, Harry – zagryzłam wargę – To co zwykle,
- Nie rozumiem, dlaczego go tak bardzo lubisz,
- Po prostu się przyjaźnimy,
- A ja i ty? Kim dla siebie jesteśmy? – zadał mi pytanie, a
ja ze zdziwieniem spojrzałam się na niego,
- No przyjaciółmi,
- Tylko przyjaciółmi… - powiedział jakby sam do siebie,
- Aż przyjaciółmi – poprawiłam go i złapałam za ręce –
chodźmy już, zimno mi,
Styles wstał z ławki i stanął obok mnie. Przez chwilę
przyglądał mi się, po czym bez słowa ruszył naprzód. Gdy byliśmy już przy
samochodzie, uśmiechnął się do mnie i przybliżył się:
- To jeszcze nie koniec, muszę ci coś pokazać,
- Co znowu?! – z uśmiechem i niecierpliwością zapytałam się
go,
- Oj, zobaczysz,
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy dalej. Jechaliśmy ulicami
Londynu, jak wcześniej. Przez cały czas zastanawiałam się co Harry mógł wymyślić. Na szczęście już po jakiś 15 – 20 minutach zatrzymaliśmy się i
wyszliśmy na zewnątrz. Staliśmy pod wieżowcem. Ze zdziwioną miną spojrzałam się na mojego przyjaciela.
- Chodź! – uśmiechnął się i złapał mnie za rękę, po czym
zaczął biec
Spojrzałam się na nasze splecione ręce i na chwilę się
zatrzymałam, on tylko delikatnie puścił moją dłoń i teraz splecione były tylko
nasze palce. Biegliśmy po zewnętrznych schodach. Najprawdopodobniej prowadziły
one na sam dach wysokiego budynku. Po przejściu miliona małych schodków znaleźliśmy
się na miejscu. Tak jak wcześniej myślałam, Harry zabrał mnie na dach.
- Pamiętasz jak kiedyś mi mówiłaś, że zawsze chciałaś zobaczyć
Londyn z takiej perspektywy? – uśmiechnął się,
- Tak. Jeszcze nigdy nie byłam na dachu wieżowca –
odpowiedziałam i ruszyłam do przodu,
Staliśmy teraz w ciszy, przyglądając się panoramie mojego
ukochanego miasta. Tamiza, Big Ben, London Eye, widziałam to wszystko. Masę budynków,
klubów, wieżowców i sklepów, wszystko się świeciło. To było piękne,
- Londyn jest wspaniały – przybliżył się Harry – ale gwiazdy
też są równie fajnie – wyciągnął rękę do góry,
Już po chwili oboje leżeliśmy na cholernie zimnym dachu i
wpatrywaliśmy się w gwiazdy.
- Chyba żaden normalny człowiek nie leży zimą na dachu i nie
ogląda gwiazd – wyszeptałam,
- A kto powiedział, że mamy być normalni? Normalność nudzi –
objął mnie,
- Ale czasami lepiej jest być szarym, cichym, normalnym
człowiekiem niż sobą – spojrzałam w dal,
- Zapamiętaj. Zawsze trzeba być sobą. Trzeba być prawdziwym.
Bez takich ludzi świat byłby tak nudny, że nie dało by się w nim żyć. Na tym
właśnie polega nasza wyjątkowość, Effy – spojrzał mi prosto w oczy,
- Mądrze powiedziane – zaśmiałam się,
- Oczywiście – puścił mi oczko,
Na chwilę zamilkliśmy i wpatrywaliśmy się w gwiazdy. Rzeczywiście
to coś pięknego i nie umiem opisać tego słowami.
- Te wyglądają jak krowa – przerwał ciszę Harry,
- Co ty gadasz?! – wybuchłam śmiechem – Jak te gwiazdy mogą
przypominać ci krowy?
- No popatrz, tutaj jest tułów, a tam nogi a tu buzia, uszy –
zaczął mi tłumaczyć,
- Nie - turlałam się
ze śmiechu,
I nagle zaczął padać śnieg. Na dachu i tak było go już dużo,
więc postanowiliśmy zrobić na nim aniołki. Zupełnie jak małe dzieci, kto by
pomyślał, że ja mam 17 lat, a Harry prawie 19. Po pewnym czasie zmarzliśmy,
więc postanowiliśmy, że będziemy już wracać. Wstałam pierwsza i zaczęłam
otrzepywać się ze śniegu. Niestety, stanęłam na lodzie i poślizgnęłam się
wpadając na leżącego jeszcze Harrego. Zamiast wstać, lub coś powiedzieć – my milczeliśmy
i tylko patrzyliśmy sobie w oczy. Dopiero teraz miałam okazję im się przyjrzeć.
Harry ma śliczne, duże, zielone oczy. Mi osobiście od zawsze podobały się
niebieskie, więc zwróciłam na nie uwagę tylko u Nialla. W pewnym momencie
zaczęliśmy się do siebie przybliżać. Po chwili nasze nosy delikatnie się
stykały i wtedy Harry lekko uniósł głowę muskając swoimi ustami moje. Nasz
pocałunek był równie krótki, jak niespodziewany. Mimo, że trwał kilka sekund,
to umiem bardzo szczegółowo go opisać. Harry jest posiadaczem dużych i ładnych
ust, więc całuje bardzo dobrze. Gdy jego wargi dotykały moich czułam przyjemne
dreszcze rozchodzące się po moim całym ciele, mimo, że wiem, że nie powinniśmy
tego robić. Odczuwałam przyjemność. Jednak od razu oderwałam twarz od mojego
przyjaciela i delikatnie dotknęłam usta moją zimną dłonią,
- Nie powinniśmy – powiedziałam – Jesteśmy przyjaciółmi,
- Może czas to zmienić?
Nie odpowiedziałam. W przeciwieństwie do Molly uważam, że
miłość zrodzona z przyjaźni jest równie rzadka jak trudna. Jeżeli ludzie
poznają się to od razu czują jakąś małą iskierkę i zaczynają poznawać się w
jednym celu – by być razem. Jeżeli chłopak i dziewczyna po prostu dobrze się
dogadują, ufają sobie i lubią razem spędzać czas i udaje im się zostać
przyjaciółmi, to kochają się bardzo mocno, ale jak brat i siostra. Trudno jest
wtedy zmienić to wszystko i być z kimś kogo traktowało się jak rodzeństwo. Ja
przynajmniej chyba tak nie umiem. Zdaję sobie sprawę, że zawsze trzeba
zaryzykować, bo taka miłość może być naprawdę udana, ale ja tak po prostu nie
umiem. Chcę poznać chłopaka i zacząć się z nim spotykać, chcę coś do niego
poczuć, chcę żeby mnie pokochał i chcę go pokochać. Jeśli chodzi o Harrego to
nie wiem, nie mam pojęcia co nas łączy, czy coś do niego czuję. Wcześniej było
dla mnie oczywiste – jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale teraz wszystko się
zmienia.
- Wracajmy już, robi się późno – zaczęłam schodzić po
schodach,
Odjechaliśmy w ciszy. Harry patrzył prosto na drogę
zagryzając wargę. Pewnie nad czymś myślał. Ja patrzyłam przez okno, stykając z
nim moje czoło. Gdy dojechaliśmy na miejsce, czyli pod mój dom i Harry
zatrzymał swój samochód. Zwróciłam się do niego:
- Nie wracajmy do tego na razie, dobrze?
- Dobrze, jeżeli chcesz – uśmiechnął się z udawanym
entuzjazmem,
- Pa, Harry. Dziękuję za… mile spędzony czas – uśmiechnęłam się
do niego i wyskoczyłam z samochodu,
- Papa – pomachał mi i szybko odjechał,
Stałam jeszcze przez chwilę wpatrując się w samochód, który
z każdą sekundą był coraz dalej. Harry to fajny chłopak, lubię go i nie chcę go
stracić. Zależy mi na nim. Ale czy to wystarczy? Nie wiem, nic nie wiem.
Potrzebuję czasu, muszę to wszystko przemyśleć. Nigdy nie umiałam podejmować
takich decyzji. Nienawidzę tego.
to mamy kolejny rozdział. jeżeli chcecie o coś zapytać nas, lub bohaterów - pytajcie. a według was jaką decyzję powinna podjąć effy? komentujcie, wyrażajcie opinie :)