piątek, 12 kwietnia 2013
life is a trap
Amy i Alex to dwie dziewiętnastolatki, które od początku nie mają łatwo w życiu. Amy, by móc spełnić swoje marzenia i dostać się do prestiżowej szkoły tańca wyjeżdża z małej miejscowości, Holmes Chapel do Londynu. Alex w wieku siedemnastu lat, po kłótni z rodzicami zamieszkała sama. Teraz wychowuje rocznego synka, Chrisa. Tylko ona wie, że ojcem dziecka jest Zayn, jej przyjaciel, a nie, jak wszyscy przypuszczają jej były chłopak. W przypadkowych okolicznościach Amy i Alex poznają się i Amy wprowadza się do przyjaciółki. Nie spodziewa się jednak, że dzięki temu spotka swojego byłego chłopaka, o którym wolałaby zapomnieć. Czy spełnianie swoich marzeń i rozwijanie pasji okaże się dobrym wyborem? Czy Amy i Alex pozbędą się przykrych wspomnień? Czy wreszcie ich życie przestanie być ciągłym zmartwieniem? Odpowiedzi na te pytania będziecie znali czytając to opowiadanie.
zapraszamy na life-is-a-trap.blogspot.com - liczymy na szczere opinię i że wam się spodoba! :)
+ nie zapominajcie o ostatnim rozdziale, który dodałyśmy wcześniej. pozdrawiamy ♥
Rozdział 28 (ostatni)
muzyka
7 lat później.
Effy
7 lat później.
Stałam
w łazience i poprawiałam swój makijaż, kiedy Styles powolnie ubierał się w
naszej sypialni. Kątem oka patrzyłam na niego w lustrze, gdyż łazienka była
połączona z pokojem. Gdy byłam już gotowa stanęłam w progu i spojrzałam na
dwudziestosześcioletniego mężczyznę, który zakładał swoją koszulkę.
-
Może ci pomóc? – uśmiechnęłam się i podeszłam do Harrego,
Brunet
położył rękę na moim brzuchu i delikatnie zaczął go masować.
-
Kocham was – wtulił się w niego,
-
Ja was też – usiadłam mu na kolanach – ale teraz musimy już iść, bo się
spóźnimy.
Zabrałam
torebkę, a Harry kluczyki od samochodu. Zamknęłam drzwi do naszego domu i
ruszyłam do samochodu, w którym siedział już Harry. Dzisiaj miałam wizytę u
lekarza, gdzie mieliśmy dowiedzieć się o płci naszego dziecka. Jesteśmy razem
już siedem lat, rok temu Harry mi się oświadczył. Wszystko nam się układa. Mieszkamy
razem, chłopaki nagrywają swój dziewiąty już album i nadal są wspaniałymi
przyjaciółmi. Ja i Molly nadal jesteśmy jak siostry. Mimo, że od liceum minęło
już sporo czasu, to cały czas utrzymujemy kontakty z naszą paczką, oczywiście
najbliżej jesteśmy z Robertem. Sama musiałam wiele się namęczyć, by on i Harry
się polubili, ale w końcu mi się udało i teraz są dobrymi kumplami. One
Direction nadal ma wiele fanów, nadal koncertuje, ja natomiast jestem
początkującym lekarzem, chociaż teraz, gdy jestem w ciąży, musiałam zwolnić
tempo. Jechaliśmy ulicami naszego kochanego miasta. Londyn zawsze był i będzie
w moim sercu. Nic się tu nie zmieniło – cały czas ta sama, wspaniała atmosfera.
-
Jesteśmy na miejscu – powiedział w końcu Harry,
W
odpowiedzi delikatnie się uśmiechnęłam.
-
Nie.. – odpowiedziałam niepewnie – ale w sumie to tak, bardzo,
-
Zaraz się wszystkiego dowiemy. Już nie mogę się doczekać! – wysiadł z
samochodu,
Szliśmy
przez parking do kliniki. Harry mocno trzymał mnie za rękę. Przed wejściem
stało kilka paparazzi. Nie rozumiem, jak oni mogą śledzić każdy nasz ruch.
Zwłaszcza teraz, mogliby dać Harremu trochę spokoju. Oprócz nich stało tam
kilka fanek.
-
Harry! Harry! Zamierzacie się pobrać? – krzyczeli paparazzi.
-
Jak nazwiecie dziecko?
-
Louis będzie chrzestnym?
Nie
zatrzymywaliśmy się, tylko z delikatnym uśmiechem szliśmy przed siebie. Nie
przeszkadzał nam nawet błysk fleszy, który nas oślepiał. Chcieliśmy jak
najszybciej być bezpieczni w środku.
-
Harry, mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? Proszę – podeszła do nas fanka.
-
Jasne – uśmiechnął się.
Mimo,
że to czasem męczące, oni nigdy nie odmawiają fankom. Chłopaki bardzo je
kochają i liczą się z nimi. Odsunęłam się na bok i patrzyłam na mojego
chłopaka, który pozował z jakimiś nastolatkami.
Uśmiechnęłam
się do siebie i zrobiłam im zdjęcie swoim telefonem. Wtedy podeszła do mnie
jedna z dziewczyn.
-
Mam nadzieję, że twoje dziecko urodzi się zdrowe – uśmiechnęła się do mnie.
-
Dziękuję, też mam taką nadzieję – odwzajemniłam uśmiech.
-
Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? – zapytała się mnie.
-
Wiesz, nie lubię robić sobie zdjęć z fankami, ale mogę cię przytulić –
zaproponowałam.
-
To miłe – dziewczyna przybliżyła się do mnie.
Gdy
Harry był już wolny, podszedł do mnie i oboje weszliśmy do środka. W klinice
staliśmy w długim i wąskim korytarzu. Po obu stronach znajdowały się morskozielone krzesła oraz drzwi prowadzące do różnych gabinetów. Ruszyliśmy w stronę
odpowiedniego i tam usiedliśmy na krzesłach. W poczekalni siedziało jeszcze
kilka kobiet. Niektóre były w już naprawdę zaawansowanej ciąży. Zanim weszliśmy
do gabinetu minęło trochę czasu. W końcu lekarka otworzyła drzwi:
- Elizabeth
Walkers.
Weszliśmy
bez słowa do jej gabinetu i usiedliśmy przy biurku.
-
Witam. Chciałabym przeprowadzić z wami krótką rozmowę. Muszę uzupełnić papiery
z danymi rodziców a następnie przeprowadzimy badania.
Po
tym jak uzupełniła wszystkie dokumenty kazała mi położyć się na fotelu i podciągnąć koszulkę.
Harry trzymał mnie za rękę. To jego pierwsza wizyta na tego typu badaniach i
widać, po nim, że bardzo się stresował. Pani doktor posmarowała mój brzuch
zimnym żelem i zaczęła jeździć po nim sprzętem do USG.
-
Wolicie chłopczyka czy dziewczynkę? – zapytała się nas.
-
Obojętnie, ważne by było zdrowe – odpowiedział Harry.
-
Dokładnie – uśmiechnęłam się.
-
Spokojnie, nie ma żadnych przeciwwskazań, wasze dziecko na pewno będzie zdrowe.
Czekaliśmy
jeszcze około pięciu minut, zanim na ekranie pojawił się obraz.
-
Jesteście gotowi?
-
Tak – westchnęłam,
-
W takim razie już niedługo będziecie rodzicami ślicznej dziewczynki – uśmiechnęła
się do nas lekarka.
-
Tak, Harry – odpowiedziałam śmiejąc się.
Chwilę później siedzieliśmy już w samochodzie.
Oboje byliśmy bardzo szczęśliwi. Mimo wielu obaw wszystko jest w porządku.
-
Nie wierzę, że niedługo zostanę tatą.
-
A ja mamą… to takie dziwne, ale i jednocześnie piękne.
-
Będzie córeczką tatusia, a my będziemy najlepszymi rodzicami na świecie –
zaśmiał się.
-
Na pewno.
-
Powoli trzeba zacząć urządzać jej pokoik! Musi być różowy! Trzeba też kupić dla
niej wózek, ubranka – zaczął podekscytowany Harry.
-
To kiedy jedziemy na zakupy? – zaśmiałam się.
-
Już dzisiaj!
-
Nie, dzisiaj jesteśmy umówieni na obiad z Robertem i Megan – odpowiedziałam -
Megan to nowa dziewczyna mojego przyjaciela.
-
To jutro. Mamy mało czasu! – spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął uwydatniając przy tym swoje dołeczki, dotknęłam jednego z nich i odwzajemniłam uśmiech, po chwili wracając do rzeczywistości,
- Zamyśliłam się - zaśmiałam się - Ale jeszcze kilka miesięcy…
-
Jak jej damy na imię? – zapytał się.
-
Nie wiem… a może Sophie? – lekko uśmiechnęłam się,
- Jeszcze
nad tym pomyślimy, a teraz wracajmy już do domu – pocałował mnie w usta.
Odwzajemniłam
pocałunek i mocno się w niego wtuliłam. Tak bardzo go kocham i cieszę się, że
Lou mnie z nim zapoznała. Harry zmienił moje życie, dzięki niemu wszystko zaczęło
się układać i wszystko nabrało sensu.
-
Kocham cię – szepnął.
Paryż. 12 czerwca 2020 rok.
Obudziły mnie promienie słońca, które przedarły się przez błękitne zasłony do naszego hotelowego pokoju. Przetarłam oczy i podniosłam się. Założyłam na siebie luźną koszulkę mojego chłopaka i skierowałam się do kuchni. Wstawiłam wodę na kawę i spojrzałam przez okno. Paryż jest taki piękny, jesteśmy tu już tydzień jutro wracamy do Londynu, to nasz ostatni dzień tutaj, ostatnia noc. Dotychczas myślałam, że to Londyn jest miastem, które nigdy mi się nie znudzi, które jest tak piękne, zachwycające, tajemnicze. Myliłam się, to Paryż, to francuskie miasto wprawia mnie w zachwyt, kiedy przechadzam się po jego uliczkach, chodzę do kawiarni, mijam ludzi, jestem szczęśliwa. A kiedy mogę stanąć pod wieżą Eiffla i złapać mojego chłopaka za rękę czuję, że żyję, że już zawsze będzie tak dobrze. Wlałam do kubka ciepłą wodę i wróciłam
do sypialni. Stanęłam w progu i oparłam się o futrynę. Spojrzałam na niego, na jego idealne rysy twarzy, na to jak niewinnie wygląda kiedy śpi. Siedem lat, już tyle jesteśmy razem, udało nam się, jesteśmy dla siebie stworzeni. Wiem, że mogę mu ufać, że nigdy mnie nie zawiedzie, że mnie kocha tak samo mocno jak ja jego. Jest dla mnie wszystkim, całym moim światem. Napiłam się łyka kawy i zobaczyłam jak ostrożnie i powoli otwiera swoje oczy. Wstał z łóżka i spojrzał przez okno, dopiero później zauważył mnie.
- Dzień dobry, kochanie. – powiedział zachrypniętym głosem i podszedł do mnie.
- Dzień dobry. – odłożyłam kubek i zarzuciłam mu ręce na szyję. Patrzył na mnie przez chwilę aż w końcu złożył namiętny pocałunek na moich ustach.
- Kocham cię, z każdym dniem coraz mocniej i mocniej. – powiedział całując mnie po szyi. Oddychałam głośno. Błądził dłońmi po moim ciele, podnosząc co chwile moją koszulkę w górę i w dół. Położył swoje dłonie na moich biodrach i podniósł mnie, oplotłam nogi wokół jego pasa.
- Kocham cię. - szepnęłam.
Rzucił mnie na łóżko i przygniótł swoim ciałem. Pocałował mnie jeszcze parę razy w usta i położył się na poduszce obok mnie. Przybliżyłam się do niego i wtuliłam w jego nagi tors. Objął mnie ramieniem i bawił się moimi rozpuszczonymi włosami. Milczeliśmy a ja wsłuchiwałam się w jego bicie serca i patrzyłam jak powili podnosi się i opada jego klatka piersiowa.
- Nie chcę wracać. – powiedział prawie niesłyszalnie całując mnie delikatnie w czoło. – Tu wszystko jest takie proste, bezproblemowe, naturalne.
- Zayn… - usiadłam na jego brzuchu rozkrokiem. - …kiedy jesteśmy razem wszystko jest proste, bezproblemowe, naturalne, nieważne czy jesteśmy w Paryżu, w Londynie czy na końcu świata.
- Masz rację. – podniósł się i pocałował mnie w usta.
Wyciągnęłam dłoń by sięgnąć telefon i sprawdzić która godzina. Zegar wskazywał godzinę piętnastą. Wstałam z łóżka i weszłam do łazienki, która znajdowała się zaraz obok sypialni.
- Co będziemy dzisiaj robić? – krzyknęłam do mojego chłopaka. Malik wszedł do łazienki ubrany w czarne rurki i błękitną koszulę, stanął przed lustrem, poprawił swoje włosy i umył zęby. Włożył na nos czarne Ray-bany i spojrzał na mnie.
- O dziewiętnastej zabieram cię na kolację a teraz musze jeszcze coś załatwić. - wyszedł z łazienki i skierował się w stronę drzwi.
- Ale Zayn? – krzyknęłam.
- Przyjadę po ciebie. – powiedział i nie odwracając się już w moją stronę opuścił apartament.
Zostawił mnie samą, co mam robić przez te cztery godziny. Stałam chwilę przed lustrem przyglądając się swojemu odbiciu, aż w końcu umyłam się, uczesałam i ubrałam. Wzięłam do ręki torbę i wyszłam. Lubię po prostu chodzić tymi uliczkami i przyglądać się miejscowej ludności. Wszyscy są tu tacy mili i serdeczni. Lubię patrzeć jak ktoś śpiewa na ulicy lub rysuje portrety przechodniów. Spacerowałam nad Sekwaną i ostatni raz podziwiałam te piękne widoki. Może jeszcze kiedyś tu wrócę, mam taką nadzieję. Zatrzymałam się przy jednej z kawiarni i usiadłam przy stoliku.
- Bonjour! Co dla pani? – po chwili pojawił się kelner.
- Poproszę latte macchiato. – młody mężczyzna zniknął za drzwiami budynku lecz po paru minutach wrócił z moim zamówieniem. Zapłaciłam i obdarzyłam go szczerym uśmiechem. Chłonęłam wzrokiem wszystko dookoła mnie, to wszystko było takie cudowne. Ten tydzień był bardzo udany, tylko ja, Zayn i Paryż. Zakupy, zwiedzanie, romantyczne chwile, imprezy i upojne noce. Spojrzałam na zegarem i zauważyłam, ze dochodzi w pół do szóstej. Złapałam taksówkę i wróciłam do hotelu. Kiedy przechodziłam przez hol zatrzymał mnie recepcjonista.
- Pani Parker?
- Tak? – podeszłam do niego.
- Pani chłopak, Zayn Malik kazał przekazać, że samochód będzie na panią czekał dokładnie o dziewiętnastej i zawiezie panią na miejsce.
- Rozumiem.
- I jeszcze jedno, kazał mi dać pani to. – mężczyzna wręczył mi jedną czerwoną różę. Uśmiechnęłam się do niego i weszłam do windy. Oparłam się o ścianę i powąchałam kwiat. To takie uroczę, że jesteśmy ze sobą już tak długo a dalej zabiegamy o siebie, staramy się, jesteśmy zakochani, szaleni i młodzi. Usłyszałam
charakterystyczny dźwięk i wyszłam z windy. Weszłam do apartamentu, wstawiłam różę do wazonu i włączyłam telewizję wybierając program muzyczny. Wyprostowałam włosy, poprawiłam makijaż, podkreślając jeszcze oczy eyelinerem, założyłam czerwoną sukienkę i czarne wysokie buty. Zabrałam moją granatową kopertówkę i wyszłam. Na zewnątrz czekał na mnie samochód z kierowcą, który miał mnie zawieźć na miejsce. Jechaliśmy około dwadzieścia minut aż w końcu znaleźliśmy się pod wieżą Eiffla, kierowca otworzył przede mną drzwi i pokazał ręką, abym udała się na górę. Wyszłam z windy i zauważyłam stolik dla dwóch osób i mojego chłopaka, który ubrany był w białą koszulę i garnitur. Podszedł do mnie, pocałował mnie w usta i tym razem osobiście wręczył mi kolejną czerwoną różę.
- Wyglądasz pięknie. – szepnął mi do ucha i zaczął całować po szyi. Po chwili zajęliśmy miejsca i zabraliśmy się za konsumowanie kolacji. Przyjrzałam się mu uważnie, Zayn nigdy nie zakładał na nasze kolację garnituru, nie obsypywał mnie różami i nie denerwował się, a tym razem co chwilę przygryzał swoją dolną wargę.
- Co robiłaś? – chciał odciągnąć mnie od przyglądania mu się.
- Spacerowałam, podziwiałam ostatni raz Paryż, byłam na kawie.
- Wrócimy tu kiedyś, obiecuję. – ujął moją dłoń. Wstaliśmy od stolika i podeszliśmy do barierki. Malik objął mnie swoimi ramionami a ja oparłam się o jego klatkę piersiową. Podziwialiśmy panoramę tego pięknego miasta. Tak, na pewno kiedyś tu wrócimy. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Zayn puścił mnie ze swojego uścisku i odszedł, nie odwróciłam się by sprawdzić gdzie idzie bo wiedziałam, że i tak zaraz wróci. Nie myliłam się, mój chłopak podszedł do mnie i delikatnie obrócił mnie w swoją stronę.
- Li?
- Tak? – spojrzałam mu prosto w oczy.
Chłopak wyjął z kieszeni małe pudełeczko, położył je sobie na dłoni i otworzył przede mną.
- Molly Parker, wyjdziesz za mnie? – powiedział zdenerwowany. Stałam w osłupieniu nie mogąc wydusić z siebie słowa. Patrzyłam to na mojego chłopka to na pierścionek, który trzymał w ręce.
- Molly? – zaczął machać mi ręką przed twarzą. – Wiedziałem, boże co ja robię, ośmieszam się tylko. Nie no, zwariowałem. – zaczął wymachiwać rękoma. W końcu oprzytomniałam i rzuciłam mu się w ramiona.
- Tak. – mogłam spojrzeć na niego z góry, gdyż trzymał mnie na rękach. – Tak, tak, tak! – zaczęłam krzyczeć. Zayn postawił mnie na ziemi, ujął moją dłoń i założył mi na palec pierścionek. Pocałował mnie czule.
- Kocham cię. – powiedział.
Pocałowałam go i szepnęłam.
- Kocham cię.
to już ostatni rozdział na tym blogu. bardzo zżyłyśmy się z bohaterkami, ale każda historia dobiega końca. mamy nadzieję, że to szczęśliwe zakończenie przypadnie wam do gustu. bardzo dziękujemy za komentarze i liczne wejścia, to naprawdę motywuje do dalszego pisania. zakończenia bywają smutne, ale już dzisiaj wstawimy tu link na naszego nowego bloga, gdzie pojawi się prolog, tak więc zapraszamy was tam i jeszcze raz za wszystko dziękujemy ♥ - Effy&Molly
Molly
Paryż. 12 czerwca 2020 rok.
Obudziły mnie promienie słońca, które przedarły się przez błękitne zasłony do naszego hotelowego pokoju. Przetarłam oczy i podniosłam się. Założyłam na siebie luźną koszulkę mojego chłopaka i skierowałam się do kuchni. Wstawiłam wodę na kawę i spojrzałam przez okno. Paryż jest taki piękny, jesteśmy tu już tydzień jutro wracamy do Londynu, to nasz ostatni dzień tutaj, ostatnia noc. Dotychczas myślałam, że to Londyn jest miastem, które nigdy mi się nie znudzi, które jest tak piękne, zachwycające, tajemnicze. Myliłam się, to Paryż, to francuskie miasto wprawia mnie w zachwyt, kiedy przechadzam się po jego uliczkach, chodzę do kawiarni, mijam ludzi, jestem szczęśliwa. A kiedy mogę stanąć pod wieżą Eiffla i złapać mojego chłopaka za rękę czuję, że żyję, że już zawsze będzie tak dobrze. Wlałam do kubka ciepłą wodę i wróciłam
do sypialni. Stanęłam w progu i oparłam się o futrynę. Spojrzałam na niego, na jego idealne rysy twarzy, na to jak niewinnie wygląda kiedy śpi. Siedem lat, już tyle jesteśmy razem, udało nam się, jesteśmy dla siebie stworzeni. Wiem, że mogę mu ufać, że nigdy mnie nie zawiedzie, że mnie kocha tak samo mocno jak ja jego. Jest dla mnie wszystkim, całym moim światem. Napiłam się łyka kawy i zobaczyłam jak ostrożnie i powoli otwiera swoje oczy. Wstał z łóżka i spojrzał przez okno, dopiero później zauważył mnie.
- Dzień dobry, kochanie. – powiedział zachrypniętym głosem i podszedł do mnie.
- Dzień dobry. – odłożyłam kubek i zarzuciłam mu ręce na szyję. Patrzył na mnie przez chwilę aż w końcu złożył namiętny pocałunek na moich ustach.
- Kocham cię, z każdym dniem coraz mocniej i mocniej. – powiedział całując mnie po szyi. Oddychałam głośno. Błądził dłońmi po moim ciele, podnosząc co chwile moją koszulkę w górę i w dół. Położył swoje dłonie na moich biodrach i podniósł mnie, oplotłam nogi wokół jego pasa.
- Kocham cię. - szepnęłam.
Rzucił mnie na łóżko i przygniótł swoim ciałem. Pocałował mnie jeszcze parę razy w usta i położył się na poduszce obok mnie. Przybliżyłam się do niego i wtuliłam w jego nagi tors. Objął mnie ramieniem i bawił się moimi rozpuszczonymi włosami. Milczeliśmy a ja wsłuchiwałam się w jego bicie serca i patrzyłam jak powili podnosi się i opada jego klatka piersiowa.
- Nie chcę wracać. – powiedział prawie niesłyszalnie całując mnie delikatnie w czoło. – Tu wszystko jest takie proste, bezproblemowe, naturalne.
- Zayn… - usiadłam na jego brzuchu rozkrokiem. - …kiedy jesteśmy razem wszystko jest proste, bezproblemowe, naturalne, nieważne czy jesteśmy w Paryżu, w Londynie czy na końcu świata.
- Masz rację. – podniósł się i pocałował mnie w usta.
Wyciągnęłam dłoń by sięgnąć telefon i sprawdzić która godzina. Zegar wskazywał godzinę piętnastą. Wstałam z łóżka i weszłam do łazienki, która znajdowała się zaraz obok sypialni.
- Co będziemy dzisiaj robić? – krzyknęłam do mojego chłopaka. Malik wszedł do łazienki ubrany w czarne rurki i błękitną koszulę, stanął przed lustrem, poprawił swoje włosy i umył zęby. Włożył na nos czarne Ray-bany i spojrzał na mnie.
- O dziewiętnastej zabieram cię na kolację a teraz musze jeszcze coś załatwić. - wyszedł z łazienki i skierował się w stronę drzwi.
- Ale Zayn? – krzyknęłam.
- Przyjadę po ciebie. – powiedział i nie odwracając się już w moją stronę opuścił apartament.
Zostawił mnie samą, co mam robić przez te cztery godziny. Stałam chwilę przed lustrem przyglądając się swojemu odbiciu, aż w końcu umyłam się, uczesałam i ubrałam. Wzięłam do ręki torbę i wyszłam. Lubię po prostu chodzić tymi uliczkami i przyglądać się miejscowej ludności. Wszyscy są tu tacy mili i serdeczni. Lubię patrzeć jak ktoś śpiewa na ulicy lub rysuje portrety przechodniów. Spacerowałam nad Sekwaną i ostatni raz podziwiałam te piękne widoki. Może jeszcze kiedyś tu wrócę, mam taką nadzieję. Zatrzymałam się przy jednej z kawiarni i usiadłam przy stoliku.
- Bonjour! Co dla pani? – po chwili pojawił się kelner.
- Poproszę latte macchiato. – młody mężczyzna zniknął za drzwiami budynku lecz po paru minutach wrócił z moim zamówieniem. Zapłaciłam i obdarzyłam go szczerym uśmiechem. Chłonęłam wzrokiem wszystko dookoła mnie, to wszystko było takie cudowne. Ten tydzień był bardzo udany, tylko ja, Zayn i Paryż. Zakupy, zwiedzanie, romantyczne chwile, imprezy i upojne noce. Spojrzałam na zegarem i zauważyłam, ze dochodzi w pół do szóstej. Złapałam taksówkę i wróciłam do hotelu. Kiedy przechodziłam przez hol zatrzymał mnie recepcjonista.
- Pani Parker?
- Tak? – podeszłam do niego.
- Pani chłopak, Zayn Malik kazał przekazać, że samochód będzie na panią czekał dokładnie o dziewiętnastej i zawiezie panią na miejsce.
- Rozumiem.
- I jeszcze jedno, kazał mi dać pani to. – mężczyzna wręczył mi jedną czerwoną różę. Uśmiechnęłam się do niego i weszłam do windy. Oparłam się o ścianę i powąchałam kwiat. To takie uroczę, że jesteśmy ze sobą już tak długo a dalej zabiegamy o siebie, staramy się, jesteśmy zakochani, szaleni i młodzi. Usłyszałam
charakterystyczny dźwięk i wyszłam z windy. Weszłam do apartamentu, wstawiłam różę do wazonu i włączyłam telewizję wybierając program muzyczny. Wyprostowałam włosy, poprawiłam makijaż, podkreślając jeszcze oczy eyelinerem, założyłam czerwoną sukienkę i czarne wysokie buty. Zabrałam moją granatową kopertówkę i wyszłam. Na zewnątrz czekał na mnie samochód z kierowcą, który miał mnie zawieźć na miejsce. Jechaliśmy około dwadzieścia minut aż w końcu znaleźliśmy się pod wieżą Eiffla, kierowca otworzył przede mną drzwi i pokazał ręką, abym udała się na górę. Wyszłam z windy i zauważyłam stolik dla dwóch osób i mojego chłopaka, który ubrany był w białą koszulę i garnitur. Podszedł do mnie, pocałował mnie w usta i tym razem osobiście wręczył mi kolejną czerwoną różę.
- Wyglądasz pięknie. – szepnął mi do ucha i zaczął całować po szyi. Po chwili zajęliśmy miejsca i zabraliśmy się za konsumowanie kolacji. Przyjrzałam się mu uważnie, Zayn nigdy nie zakładał na nasze kolację garnituru, nie obsypywał mnie różami i nie denerwował się, a tym razem co chwilę przygryzał swoją dolną wargę.
- Co robiłaś? – chciał odciągnąć mnie od przyglądania mu się.
- Spacerowałam, podziwiałam ostatni raz Paryż, byłam na kawie.
- Wrócimy tu kiedyś, obiecuję. – ujął moją dłoń. Wstaliśmy od stolika i podeszliśmy do barierki. Malik objął mnie swoimi ramionami a ja oparłam się o jego klatkę piersiową. Podziwialiśmy panoramę tego pięknego miasta. Tak, na pewno kiedyś tu wrócimy. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Zayn puścił mnie ze swojego uścisku i odszedł, nie odwróciłam się by sprawdzić gdzie idzie bo wiedziałam, że i tak zaraz wróci. Nie myliłam się, mój chłopak podszedł do mnie i delikatnie obrócił mnie w swoją stronę.
- Li?
- Tak? – spojrzałam mu prosto w oczy.
Chłopak wyjął z kieszeni małe pudełeczko, położył je sobie na dłoni i otworzył przede mną.
- Molly Parker, wyjdziesz za mnie? – powiedział zdenerwowany. Stałam w osłupieniu nie mogąc wydusić z siebie słowa. Patrzyłam to na mojego chłopka to na pierścionek, który trzymał w ręce.
- Molly? – zaczął machać mi ręką przed twarzą. – Wiedziałem, boże co ja robię, ośmieszam się tylko. Nie no, zwariowałem. – zaczął wymachiwać rękoma. W końcu oprzytomniałam i rzuciłam mu się w ramiona.
- Tak. – mogłam spojrzeć na niego z góry, gdyż trzymał mnie na rękach. – Tak, tak, tak! – zaczęłam krzyczeć. Zayn postawił mnie na ziemi, ujął moją dłoń i założył mi na palec pierścionek. Pocałował mnie czule.
- Kocham cię. – powiedział.
Pocałowałam go i szepnęłam.
- Kocham cię.
to już ostatni rozdział na tym blogu. bardzo zżyłyśmy się z bohaterkami, ale każda historia dobiega końca. mamy nadzieję, że to szczęśliwe zakończenie przypadnie wam do gustu. bardzo dziękujemy za komentarze i liczne wejścia, to naprawdę motywuje do dalszego pisania. zakończenia bywają smutne, ale już dzisiaj wstawimy tu link na naszego nowego bloga, gdzie pojawi się prolog, tak więc zapraszamy was tam i jeszcze raz za wszystko dziękujemy ♥ - Effy&Molly
piątek, 5 kwietnia 2013
Rozdział 27
muzyka
Effy
- Cześć, wchodź – odpowiedział Harry
pokazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby.
- Co? – zaśmiałam się.
Dzisiaj mieliśmy
spotkać się w jego prywatnym apartamencie. Chłopaki mają wspólny dom, ale
oprócz tego każdy z nich posiada własne mieszkanie. Przeszliśmy przez długi korytarz i usiedliśmy
na kanapie w salonie.
- No to co chcesz
robić?
- Nie wiem, może
obejrzymy jakiś film? – zaproponowałam.
Harry włączył jakiś
horror i usiadł z powrotem na kanapie, obejmując mnie delikatnie w pasie. Nie byłam
za bardzo skupiona na tym co leci w telewizji, ponieważ zawzięcie myślałam nad
moją decyzją. Minęło już wiele czasu i postanowiłam, którego z nich wybiorę.
Jednak najpierw obu muszę wszystko wyjaśnić, należy im się to. Mimo, że
decyzję już podjęłam to cały czas się wahałam, czy na pewno postępuję dobrze. Moje
serce biło coraz mocniej i mocniej, a oddech stawał się szybszy, w głowie
wszystkie myśli huczały. To chyba nazywa się stres. Przełknęłam ślinę, starając
się jakoś uspokoić. Wzięłam głęboki oddech i lekko przechyliłam głowę, by
spojrzeć na Harrego. Idealne rysy twarzy, charakterystyczne kręcone włosy, gęste
brwi, zielone oczy, które otaczają długie rzęsy, prosty nos, i duże usta w
kształcie serca. W moim brzuchu coś zaczęło ściskać mnie jeszcze bardziej, więc
delikatnie osunęłam się w dół. Nie wiem jak ja przeżyję tą rozmowę.
- Dlaczego się tak
na mnie patrzysz? – zaśmiał się po cichu swoim charakterystycznym śmiechem.
Postanowiłam, że
teraz albo nigdy. Teraz powiem mu o wszystkim.
- Pamiętasz jak
kiedyś rozmawialiśmy o tym jak to wszystko się potoczyło i dlaczego wszystko
sobie komplikujemy? Odpowiedziałam, że nie wiem – zaczęłam.
- Pamiętam.
- No to ja już wiem…
znaczy wszystko sobie ułożyłam – powiedziałam ledwo słyszalnie.
Przypomniało mi się
jak siedzieliśmy wtedy w salonie, w domu chłopaków, przypomniała mi się cała nasza
rozmowa i słowa Harrego: „Ale
wiesz, że kiedyś będziesz musiała wiedzieć” na które aż przeszły po mnie
ciarki.
- A więc? – zapytał się Styles,
- A więc… - zaczęłam przekręcając się w
bok i siadając rozkrokiem na jego brzuchu – to była trudna decyzja. Doszłam do
wniosku, że nie możemy dłużej ciągnąć tego chorego trójkąta. Jednego z was
kocham, tak prawdziwie kocham, a drugiego traktuję jak brata. Miałam już tego
dość, czułam się okropnie. A najgorsze było to, że nie miałam pojęcia, którego
z was mam wybrać, którego tak naprawdę kochałam. Wiem, że ty byłeś dla mnie od
zawsze lepszy, ale Robert był ze mną znacznie dłużej i zawsze coś mnie do niego
ciągnęło, mimo tego, że mnie ranił. Zastanawiałam się, czy to nie on blokował
mnie przed tobą. Po śmierci Sophie bardzo się zmienił. To była naprawdę trudna
decyzja, Harry.
- Wybrałaś Roberta, prawda? – szepnął.
Zapadła długa cisza. Żadne z nas nie
chciało jej przerwać, chociaż zdawałam sobie sprawę, że to do mnie należy ten
głos. Jeszcze raz analizowałam w głowie wszystkie za i przeciw. Jeszcze raz
słuchałam głosu serca. Było mi słabo i czułam się okropnie. Kręciło mi się w
głowie, miałam gęsią skórkę. Spojrzałam się na Stylesa, który przyglądał mi się
badawczym wzrokiem. Najwidoczniej nie umiał odczytać z mojej twarzy odpowiedzi.
Zaczęłam błądzić palcem po jego brzuchu i klatce piersiowej. Przybliżyłam się
do niego i poczułam jego zapach. Znowu spojrzałam mu prosto w oczy, przeniosłam
prawą rękę na jego szczękę i delikatnie przywarłam ustami do jego ust.
- Nie. Wybrałam ciebie.
Chłopak patrzył na mnie w osłupieniu.
Jego oczy lśniły, a klatka piersiowa unosiła się i opadała w błyskawicznym
tempie. Wziął głęboki oddech. Położył swoje duże dłonie na moich biodrach i
przybliżył mnie do siebie. Moje kolana znajdowały się teraz po jego obu
stronach na kanapie. Objęłam jego szyję i spojrzałam na niego z góry. Harry bez
słowa pocałował mnie. Po chwili delikatnie zmarszczyłam brwi. Chłopak cały czas
nie odzywając się, złapał mnie za nogi, przerzucił mnie i wstał. Niósł mnie
przez korytarz, popychając stopą drzwi do jego sypialni. Położył nas na łóżku. Patrzyliśmy
na siebie przez jakiś czas, kiedy w końcu coś z siebie wydusił.
- Effy – dotknął opuszkami palców mojej
twarzy – kocham cię. Tak bardzo cię kocham. Nie wierzę, że to się dzieje
naprawdę, że wybrałaś mnie. Dzięki tobie jestem w tym momencie najszczęśliwszym
człowiekiem na świecie. Warto było tyle na to czekać.
Uwielbiałam siedzieć z nim w takiej
pozycji i patrzeć na niego z tej perspektywy. Wtedy jest taki niewinny i
uroczy, tak słodko się śmieje, mówi coś, czy zwyczajnie na mnie patrzy. Złapaliśmy
się za ręce i zaczęliśmy się przepychać rękoma. Wyjęłam moje dłonie z naszego
uścisku i zaczęłam go łaskotać. Harry błagał mnie przez śmiech, żebym
przestała, a ja dusiłam się moim śmiechem. W końcu tę „męczarnię” przerwał
pocałunkiem Harry.
- No to teraz jesteś moją dziewczyną –
szeroko się uśmiechnął.
- No tak wyszło – kiwnęłam głową.
- Moja mama będzie ze mnie dumna –
zaśmiał się, przytulił i pocałował w ramię.
- Dlaczego? – wybuchłam śmiechem.
- Bo zawsze powtarzała mi, żebym wybrał
tą dziewczynę, którą naprawdę kocham i jeżeli wiem, że to prawdziwe uczucie to
nigdy, ale to nigdy nie można się poddać. Trzeba próbować, aż do skutku. W końcu
jeśli to prawdziwa miłość, to przeznaczenie kiedyś zrobi swoje. No i nie
poddałem się – uśmiechnął się pokazując przy tym swoje dołeczki.
Dotknęłam ich palcami.
- Uwielbiam twoje dołeczki – zaśmiałam się.
- Dzięki. Każdy je lubi, w końcu należą
do Harrego Stylesa – powiedział dumnie.
- O, już się tak nie rozpędzaj.
Na chwilę zamilkliśmy, znowu patrząc się
na siebie. Mój chłopak, bo tak mogę już nazwać Stylesa, pocałował mnie w po raz
kolejny. To wspaniałe uczucie. Czuję ulgę i robię to bez żadnych wyrzutów
sumienia. Można powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Na pewno z Harrym będzie mi
łatwiej to osiągnąć. Po prostu czuję się z nim tak dobrze… pewnie. Nie
potrzebnie tak długo zwlekałam, tak długo bałam się zaryzykować. Jedno jest
pewne, nie żałuję i wierzę, że nie pożałuję.
- Trzeba powiedzieć reszcie. Ciekawi mnie
ich reakcja – uśmiechnął się do swoich myśli, bawiąc się w tym czasie moimi
włosami.
- Właśnie – podniosłam się – wybacz, ale
będę musiała zaraz iść.
- Dlaczego? – uniósł jedną brew.
- Muszę coś załatwić – uśmiechnęłam się
niepewnie.
- Co? – nie dawał za wygraną.
- Muszę porozmawiać z Robertem –
oznajmiłam, na co on przewrócił oczami.
- Po co? – zapytał, jakby sam samego
siebie.
- Harry, musisz zrozumieć, że to nie
była łatwa decyzja. Robert nie zniknie z mojego życia, był w nim jeszcze długo przed
tobą. Nie chcę się z tobą o niego kłócić, i nie życzę sobie waszych kłótni. To
mój przyjaciel i chcę żebyście wy też się zaprzyjaźnili!
- Dobrze, kochanie, nie denerwuj się,
kocham cię, kochanie, kocham cię! – zaczął całować mnie Harry, mówiąc to
wszystko sztucznym, piskliwym głosem,
- Przestań – wybuchłam śmiechem.
- Widzisz – podziałało – zagryzł usta –
ale serio, kocham cię, kochanie.
- Dobra, idę – wstałam z łóżka.
- Podwiozę cię do niego…
- O, jak miło! – zaśmiałam się.
Gdy Harry wstał oplotłam dłonie na jego
szyi i mocno się do niego przytuliłam, po czym podniosłam głowę i pocałowałam
go.
- Nie masz o co być zazdrosny. Teraz
moje relacje z Robertem będą naprawdę zupełnie inne. W końcu mam chłopaka –
szeroko się do niego uśmiechnęłam.
- Czy mówiłem ci już, że cię kocham? –
wtulił się we mnie.
- No tak kilka razy… nie słódźmy już
sobie – to żałosne – podsumowałam.
- Chłopak wyznaje dziewczynie miłość, a
ta, że to żałosne! Boże, co się dzieje na tym świecie… a przepraszam, to było
ż-a-ł-o-s-n-e - nabijał się ze mnie
Harry, naśladując mój głos.
- Spadaj – uderzyłam go w rękę, gdy
schodziliśmy po schodach.
Zatrzymaliśmy się przed drzwiami
prowadzącymi do wyjścia. Oboje wzięliśmy głębokie oddechy i spojrzeliśmy na siebie.
- Gotowa ujawnić się całemu światu? –
chłopak złapał mnie za rękę.
- Tak – ścisnęłam ją.
Wyszliśmy na ulicę i od razu ruszyliśmy do
samochodu. Mieliśmy nadzieję, że nie spotkamy teraz żadnych fanów, bo chcemy,
żeby o naszym związku pierwsi dowiedzieli się najbliżsi. Wsiedliśmy do czarnego
porsche, po czym oboje odetchnęliśmy z ulgą.
- Harry, moglibyśmy najpierw wstąpić na
cmentarz? – zwróciłam się do mojego chłopaka.
- Jasne, jak chcesz – posłał mi
serdeczne spojrzenie.
Gdy byliśmy już na miejscu, ukucnęłam i
wyjęłam z torebki mały znicz, który podpaliłam. Spojrzałam w niebo, po czym
przeczytałam nagrobek: Sophie Lee. Wiem, że mnie słyszysz, wiem, że mnie
widzisz, czuję twoją obecność, wiem, że jesteś ze mną. Więc słuchaj uważnie,
kocham cię i strasznie za tobą tęsknię i nawet przywykłam, że teraz nasze
rozmowy tak wyglądają. Jak zwykle to ja muszę nawijać… ale wierzę, że mnie
słyszysz. Mam nadzieję, że teraz jesteś szczęśliwa. Jak to Niall powiedział,
powinnaś być ze mnie dumna. Jestem z Harry, rozumiesz?! Proszę cię jeszcze o
jedno… zaopiekuj się Niallem, bo jemu jest naprawdę ciężko. Kocham cię,
pamiętaj – skończyłam „rozmawiać” z Sophie w moich myślach.
- Możemy już iść – zbliżyłam się do
bruneta,
Harry złapał mnie w pasie i ruszyliśmy
przed siebie. Gdy wyszliśmy z cmentarza musieliśmy przejść jeszcze dwie
uliczki, do parkingu. Szliśmy w ciszy, którą nagle przerwał mój chłopak.
- Pani Styles… - powiedział jakby sam do
siebie.
- Co? – zaśmiałam się.
- Będziesz panią Styles, przyzwyczajaj
się… Effy Styles – szeroko się do mnie uśmiechnął.
- Moi rodzice to chyba padną, tak samo i
Lou! – zaśmiałam się.
- Boże, to będzie coś pięknego!
Weszliśmy do samochodu i nim zdążyłam
przygotować się na rozmowę, która mnie właśnie czeka, dojechaliśmy pod dom
Roberta.
- Będę tęsknił – zażartował Harry.
- Nie żartuj sobie ze mnie – zagroziłam,
śmiejąc się.
- Czekać tutaj, czy przyjechać po
ciebie?
- Nie, ja już wrócę sama do siebie. Później
zadzwonię – pocałowałam go.
- Widzę jak bardzo mój chłopak mnie
słucha… -wyszłam z samochodu.
Stanęłam pod drzwiami do domu mojego
przyjaciela. Po chwili Robert otworzył i weszliśmy do środka. Poszliśmy do jego
pokoju i usiedliśmy na łóżku.
- Robert… pamiętasz jak mówiłeś, że
chcesz mojego szczęścia? – zaczęłam.
- Tak.
- To ja chyba je odnalazłam… i
chciałabym, żeby to nie wpłynęło na nasze relacje. Chciałabym byśmy byli jak
brat i siostra.
- A co dokładnie takiego się stało? –
zapytał zdezorientowany.
- Jestem z Harry – spojrzałam mu prosto
w oczy.
co wy na to? zadowoleni? co sądzicie o Heffy? do końca został już tylko jeden rozdział, a później startujemy z life is a trap :)
co wy na to? zadowoleni? co sądzicie o Heffy? do końca został już tylko jeden rozdział, a później startujemy z life is a trap :)
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Rozdział 26
muzyka
Jest lepiej, dużo lepiej. Wszyscy zaczynamy żyć i normalnie funkcjonować. Dwudziesty siódmy maja, dokładnie miesiąc temu wraz z moimi przyjaciółmi stałam w deszczu na cmentarzu wpatrując się w zamkniętą trumnę. Od tamtego dnia co tydzień przychodzimy w to miejsce i zostawiamy jedną czerwoną różę jako znak miłości i wiecznego życia. Brakuje nam jej ale najwidoczniej tak musiało być. Jedni mówią, że to głupota, tchórzostwo, dla mnie to oznaka dojrzałości i odwagi, bo trzeba być naprawdę odważnym by odebrać sobie życie. Czasami kiedy jestem sama płaczę, tęsknię za nią, za jej idealną figurą, pięknymi blond lokami, szczerym uśmiechem, sposobem bycia, tym, że to ona zawsze stawiała nas do pionu, broniła, ostrzegała i ratowała. Była naszą starszą siostrą. Zawsze mogłam iść do niej porozmawiać, zwierzyć się, poprosić o radę. Tak cholernie mi tego brakuje. Tej radości i spokoju, który pojawiał się zawsze razem z nią. Teraz my wszyscy inaczej patrzymy na świat, doceniamy najmniejsze szczegóły, korzystamy z każdego dnia, cenimy życie, nie marnujemy czasu na bezsensowne kłótnie, dogadujemy się lepiej, nie chcemy stracić kolejnej osoby. Siedząc na ławce w parku wspominam ale nie płaczę, uśmiecham się. Te wspomnienia zamknięte w mojej głowie to najlepsze co może zostać po człowieku. To najpiękniejsze chwile złączone w jeden film. Patrzę przed siebie i widzę bawiących się dzieci na placu zabaw i ich rodziców, którzy chodzą za nimi krok w krok pilnując żeby nie stała im się krzywda. Też tak kiedyś chcę. Cudownego małego chłopczyka i kochającego męża z którymi będę mogła chodzić na spacery. Dzieci bawią się beztrosko, krzyczą , śmieją się, korzystają z każdej minuty życia jakby miała być ich ostatnią. Są tacy niewinni a zarazem pewni siebie, odważni i otwarci. Kochają wszystkich nie nienawidzą nikogo. Po chwili do ławki na której siedziałam podeszła mała dziewczynka i wdrapała się na nią. Miała długie brązowe włosy, piękne piwne oczy, różowiutkie usta, miała na sobie czarne legginsy i koszulkę z chłopcami z 1D a w swojej małej rączce trzymała lalkę Barbie.
- To jest Cornelia. – powiedziała patrząc się na mnie i pokazując mi swoją lalkę ubraną w niebieską balową suknie.
- Bardzo mi miło, ja jestem Molly. – zwróciłam się do zabawki co wywołało śmiech dziewczynki. – A ty jak masz na imię?
- Sophie. – spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami, lecz po chwili uśmiechnęłam się.
- Bardzo ładne imię, moja przyjaciółka miała tak na imię.
- A gdzie teraz jest?
- W lepszym świecie.
- Pobawisz się ze mną. – spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. – Nikt nie chce się ze mną bawić.
- Dlaczego?
- Mówią, że nie pasuje do nich, że jestem inna, mam najmodniejsze ciuchy i najdroższe zabawki.
- Rozumiem. Dobrze pobawię się z tobą przez chwilę.
- Przyniosę ci lalkę. – powiedziała Sophie i pobiegła gdzieś. Po chwili wróciła trzymając w dłoni drugą lalkę ubraną również w suknie balową.
- Bawmy się w pokaz mody. – nakazała dziewczynka.
Przechadzałyśmy się naszymi lalkami po drewnianej ławce mówiąc śmiesznymi głosami. Przez tą krótką chwilę powróciłam do dzieciństwa, do najpiękniejszych lat mojego życia.
- Nie potrzebujecie Kena? – ktoś zwrócił się do nas nachylając się nad nami. Podniosłam głowę do góry. – Li, nie znałem cię z tej strony.
- To Zayn, Zayn z One Direction. – zaczęła krzyczeć dziewczynka. Malik przeskoczył przez oparcie ławki i usiadł między nami biorąc małą Sophie na kolana.
- Ładna koszulka. – powiedział mulat zwracając się do dziewczynki i zaczął ją łaskotać . Była zachwycona i śmiała się w niebogłosy.
- Kocham cię, Zayn. – wyszeptała Sophie i przytuliła się do mojego przyjaciela. To wyglądało tak uroczo, Zayn będzie kiedyś dobrym ojcem.
- Ja też cię kocham. - wyszeptał.
- Sophie, Sophie gdzie jesteś? – usłyszeliśmy po chwil czyjeś wołania.
- Chyba rodzice cię szukają, mała. – uśmiechnęłam się do niej. Dziewczynka w mgnieniu oka zeskoczyła z kolan Malika i zaczęła odchodzić od nas.
- Cześć Zayn! Cześć Molly! – odwróciła się jeszcze na chwilę.
Patrzyłam jak odchodzi dopóki zza drzew nie wyszli jej rodzice i przytulili swoją zgubę.
- To takie słodkie. – powiedziałam i spojrzałam na mojego przyjaciela.
- Wiesz co jest jeszcze słodkie? – spojrzał mi prosto w oczy. – Lody z bitą śmietaną. Chodź! – pociągnął mnie za rękę. Szliśmy w ciszy, nie potrzebowaliśmy nic mówić, wystarczała nam tylko nasza obecność. Doszliśmy do małej kawiarni. Usiadłam przy jednym ze stolików, który znajdował się na tarasie i czekałam aż Zayn wróci z naszym zamówieniem. Odchyliłam głowę do tylu, przymknęłam oczy i wchłaniałam w skórę wszystkie promienie słońca.
- Lody waniliowe z bitą śmietaną i polewą czekoladową. – wybudził mnie z transu Zayn stawiając przede mną deser.
- Jakie plany na dzisiaj?
- Najpierw idziemy na mój popołudniowy koncert później oni chcą zrobić grilla, ale może urwiemy się co?
- Tylko ja i ty?
- Tylko ja i ty.
- Brzmi obiecująco.
Oboje wybuchliśmy śmiechem, nie wiem czy Zayn chce się tylko ze mną przyjaźnić czy może jednak liczy na coś więcej. Ja nie mogę się oprzeć za każdym razem kiedy go widzę a on jeszcze mi tego nie ułatwia. Kocham w nim wszystko, najmniejszy szczegół jego ciała i najmniejszy szczegół jego charakteru. Chcę go mieć na wyłączność, tylko dla siebie. Poczułam coś zimnego na nosie. Spojrzałam w dół i zauważyłam lody czekoladowe. Zanurzyłam palce w lodach i nałożyłam je na policzki Zayna.
- Na pewno tego chcesz? – zapytał Malik robiąc urażoną minę.
- Sam zacząłeś.
Już po chwili rzucaliśmy się lodami, Zayn złapał mnie w pasie i wysmarował mi całą twarz. Lody mieliśmy wszędzie, na ubraniach, twarzach i we włosach.
- I mamy tak wracać? – zapytałam.
- Tak, już chcę zobaczyć minę taksówkarza.
Wyszliśmy z lodziarni i złapaliśmy pierwszą lepszą taksówkę.
- Na Arenę O2.
- Dobrze. – odpowiedział mężczyzna i odwrócił się by na nas spojrzeć. – Co wy? – jego wyrazu twarzy nie da się opisać. Wybuchliśmy nieposkromionym śmiechem. Dotarcie na miejsce zajęło nam dwadzieścia minut. Weszliśmy tylnym wejściem żeby nikt nas nie zauważył.
- Co z wami? – zapytał zdziwiony Harry. Zanim zdążyliśmy odpowiedzieć, Niall podszedł do mnie i nakładając na palec rozpuszczone lody oblizał go.
- Lody. – powiedział bez entuzjazmu.
- Jesteście nienormalni. – skwitowała Effy. – Lou, zrobisz coś z nimi? – dodała pośpiesznie moja przyjaciółka. Doprowadzenie nas do porządku zajęło siostrze Eff godzinę, więc Zayn w pośpiechu zakładał ubrania na koncert gdyż chłopcy zaraz mieli wejść na scenę.
Razem z moją przyjaciółką stałyśmy w pierwszym rzędzie i przyglądałyśmy się chłopakom. Oni kochają to co robią i są w tym perfekcyjni.
- Jesteśmy! – wykrzyczał Louis.
- Przepraszamy, że nas nie było. – dodał Liam.
- Musieliśmy oderwać się od tego na chwilę, to było nam potrzebne. – skwitował Niall.
- Ale teraz jesteśmy tu dla was. – wykrzyczał Harry.
- I kochamy was! - podsumował Zayn.
Koncert się zaczął. Show w wykonaniu chłopaków można określić jednym zdaniem. Dużo zabawy i dużo śmiechu. Wychodząc z sali widziałam te wszystkie fanki, niektóre się cieszyły, inne płakały. Czasami miałam ochotę zabrać je do chłopaków, poznać z nimi, ale zawsze ta sama obawa, a jeśli któraś z nich zabierze mi Zayna? Jestem o niego zazdrosna, tak to prawda. Nie chcę go stracić. Czekałyśmy z Effy aż chłopaki się przebiorą, w końcu wyszli z garderoby.
- To co, jedziemy na grilla do mnie. – odezwał się Harry.
- Cicho nic nie mów, wycofujemy się powoli… - szeptał mi do ucha Malik. - …powoli, powoli. Biegnij! – krzyknął. Zaczęliśmy uciekać.
- Co wy robicie? – słyszałam za sobą głos Louisa.
Wypadliśmy z areny i wsiedliśmy do samochodu Zayna, który wcześniej podstawiła tu ochrona.
- Gdzie teraz? – zapytałam.
- Jak najdalej stąd.
-Morze? – chłonęłam wzrokiem błękitną wodę. – Zabrałeś mnie nad morze? – przytuliłam go. – Dziękuje.
- Wiem, że je uwielbiasz. – głaskał mnie po włosach. Położyłam się na piasku, a Zayn obok mnie, leżeliśmy i patrzyliśmy w bezchmurne niebo.
Milczeliśmy, pięć minut, piętnaście, dwadzieścia, godzinę. Kocham to w nim, w swoim towarzystwie czujemy się tak swobodnie, że wystarcza nam tylko nasza obecność. Możemy milczeć godzinami. Przekręciłam się na brzuch i spojrzałam na Malika. Leżał z przymkniętymi oczami, jego czarne rurki zakurzone były pyłem z piasku, miał do tego dobraną niebieską koszulkę i kapelusz. Widziałam jego idealne rysy twarzy, piękną ciemnawą skórę, pełne, różowe usta, długie czarne rzęsy, perfekcyjnie ułożone włosy. Tatuaże, które dodają mu uroku, bez nich by nie istniał.
- Dlaczego na mnie patrzysz? – zapytał nie otwierając oczu.
- Bo lubię.
Otworzył oczy i usiadł. Po chwili zrobiłam to samo.
- Molly?
- Tak? – patrzył na mnie tym przenikliwym wzrokiem.
- Co twoim zdaniem powinien zrobić chłopak, który bezgranicznie kocha dziewczynę?
- Powiedzieć jej to. – spojrzałam na niego, mrużąc oczy przed słońcem. – Tak, zdecydowanie powiedzieć.
- Molly Parker, kocham cię najmocniej jak potrafię, najsilniejszym, najpiękniejszym, najpotężniejszym, bezgranicznym uczuciem. Kocham w tobie wszystko, twój wygląd, charakter, sposób w jaki mówisz, co mówisz, sposób w jaki się poruszasz, jak poprawiasz swoją i tak idealną grzywkę. Kocham sześć twoich uśmiechów. Pierwszy gdy coś cię naprawdę rozśmieszy. Drugi gdy śmiejesz się z grzeczności. Trzeci gdy snujesz plany. Czwarty gdy śmiejesz się sama z siebie. Piąty gdy czujesz się niezręcznie. I szósty, najpiękniejszy, gdy patrzysz na mnie. Twoje malutkie, delikatne dłonie, którymi dotykasz mnie. Twoje zielone oczy, którymi patrzysz na świat. Twój śmiech, twoją dziecinność, niewinność. Kocham jak wtulasz się we mnie i przez chwilę mogę poczuć zapach twoich włosów. Usłyszeć przez chwilę bicie twojego serca. Kocham nawet sposób w jaki się denerwujesz, krzyczysz, rzucasz różnymi rzeczami. Kocham twoją odwagę, dojrzałość, odpowiedzialność. Kocham cię całą… – przysłuchiwałam się jego wyznaniu z zaszklonymi oczami. - …Chcę już zawsze spędzać z tobą każdą minutę mojego życia, budzić się przy tobie i zasypiać, jeść razem śniadania, obiady i kolację. Zabierać cię w najpiękniejsze miejsca świata, trzymać cię za rękę, przytulać cię i całować. Chcę żebyśmy już na zawsze byli razem, tylko ja i ty. Jesteś dla mnie najważniejsza. Molly jesteś moją miłością, moim powietrzem, moim życiem.
- Kocham cię. – szepnęłam.
- Co? – spojrzał na mnie.
- Zayn, kocham cię najmocniej na świecie, jeszcze mocniej niż ty mnie. Kocham najmniejszy szczegół twojego ciała, najmniejszy szczegół twojego charakteru. Jesteś perfekcyjny. Jesteś dla mnie wszystkim. – spojrzałam w jego piwne oczy.
- Chodź tu. – powiedział.
Wstałam i usiadłam w jego rozkraczonych nogach, opierając się o jego klatkę piersiową, on objął mnie swoimi ramionami.
- Tak długo komplikowaliśmy sobie życie.
- Za długo.
Odwróciłam się i złożyłam namiętny pocałunek na jego ustach. Wyrwałam się z jego uścisku i wbiegłam do morza. Wyciągnęłam w jego stronę rękę. Po chwili namysłu Zayn podszedł do mnie, wszedł do wody i złapał moją dłoń.
- Z tobą niczego się nie boję, ufam ci bezgranicznie.
Staliśmy tak chwilę patrząc się na zachodzące słońce. Malik przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
-Kocham cię. – powiedział całując mnie w czoło.
-Kocham cię.
wydaje mi się, że ten rozdział przypadnie wam do gustu. co o nim sądzicie? co sądzicie o zachowaniu Zayna? będą dobrą parą, czy nie przetrwają długo? wyrażajcie swoje opinie! :)
do końca zostały już tylko 2 rozdziały. a ja zapraszam już na bohaterów na life-is-a-trap.blogspot.com, komentujcie, obserwujcie. i jeszcze chciałabym wam życzyć 'mokrego' dyngusa. chociaż nas całkowicie zasypało śniegiem..., a wam jak mijają święta? ♥ - effy
Molly
Jest lepiej, dużo lepiej. Wszyscy zaczynamy żyć i normalnie funkcjonować. Dwudziesty siódmy maja, dokładnie miesiąc temu wraz z moimi przyjaciółmi stałam w deszczu na cmentarzu wpatrując się w zamkniętą trumnę. Od tamtego dnia co tydzień przychodzimy w to miejsce i zostawiamy jedną czerwoną różę jako znak miłości i wiecznego życia. Brakuje nam jej ale najwidoczniej tak musiało być. Jedni mówią, że to głupota, tchórzostwo, dla mnie to oznaka dojrzałości i odwagi, bo trzeba być naprawdę odważnym by odebrać sobie życie. Czasami kiedy jestem sama płaczę, tęsknię za nią, za jej idealną figurą, pięknymi blond lokami, szczerym uśmiechem, sposobem bycia, tym, że to ona zawsze stawiała nas do pionu, broniła, ostrzegała i ratowała. Była naszą starszą siostrą. Zawsze mogłam iść do niej porozmawiać, zwierzyć się, poprosić o radę. Tak cholernie mi tego brakuje. Tej radości i spokoju, który pojawiał się zawsze razem z nią. Teraz my wszyscy inaczej patrzymy na świat, doceniamy najmniejsze szczegóły, korzystamy z każdego dnia, cenimy życie, nie marnujemy czasu na bezsensowne kłótnie, dogadujemy się lepiej, nie chcemy stracić kolejnej osoby. Siedząc na ławce w parku wspominam ale nie płaczę, uśmiecham się. Te wspomnienia zamknięte w mojej głowie to najlepsze co może zostać po człowieku. To najpiękniejsze chwile złączone w jeden film. Patrzę przed siebie i widzę bawiących się dzieci na placu zabaw i ich rodziców, którzy chodzą za nimi krok w krok pilnując żeby nie stała im się krzywda. Też tak kiedyś chcę. Cudownego małego chłopczyka i kochającego męża z którymi będę mogła chodzić na spacery. Dzieci bawią się beztrosko, krzyczą , śmieją się, korzystają z każdej minuty życia jakby miała być ich ostatnią. Są tacy niewinni a zarazem pewni siebie, odważni i otwarci. Kochają wszystkich nie nienawidzą nikogo. Po chwili do ławki na której siedziałam podeszła mała dziewczynka i wdrapała się na nią. Miała długie brązowe włosy, piękne piwne oczy, różowiutkie usta, miała na sobie czarne legginsy i koszulkę z chłopcami z 1D a w swojej małej rączce trzymała lalkę Barbie.
- To jest Cornelia. – powiedziała patrząc się na mnie i pokazując mi swoją lalkę ubraną w niebieską balową suknie.
- Bardzo mi miło, ja jestem Molly. – zwróciłam się do zabawki co wywołało śmiech dziewczynki. – A ty jak masz na imię?
- Sophie. – spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami, lecz po chwili uśmiechnęłam się.
- Bardzo ładne imię, moja przyjaciółka miała tak na imię.
- A gdzie teraz jest?
- W lepszym świecie.
- Pobawisz się ze mną. – spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. – Nikt nie chce się ze mną bawić.
- Dlaczego?
- Mówią, że nie pasuje do nich, że jestem inna, mam najmodniejsze ciuchy i najdroższe zabawki.
- Rozumiem. Dobrze pobawię się z tobą przez chwilę.
- Przyniosę ci lalkę. – powiedziała Sophie i pobiegła gdzieś. Po chwili wróciła trzymając w dłoni drugą lalkę ubraną również w suknie balową.
- Bawmy się w pokaz mody. – nakazała dziewczynka.
Przechadzałyśmy się naszymi lalkami po drewnianej ławce mówiąc śmiesznymi głosami. Przez tą krótką chwilę powróciłam do dzieciństwa, do najpiękniejszych lat mojego życia.
- Nie potrzebujecie Kena? – ktoś zwrócił się do nas nachylając się nad nami. Podniosłam głowę do góry. – Li, nie znałem cię z tej strony.
- To Zayn, Zayn z One Direction. – zaczęła krzyczeć dziewczynka. Malik przeskoczył przez oparcie ławki i usiadł między nami biorąc małą Sophie na kolana.
- Ładna koszulka. – powiedział mulat zwracając się do dziewczynki i zaczął ją łaskotać . Była zachwycona i śmiała się w niebogłosy.
- Kocham cię, Zayn. – wyszeptała Sophie i przytuliła się do mojego przyjaciela. To wyglądało tak uroczo, Zayn będzie kiedyś dobrym ojcem.
- Ja też cię kocham. - wyszeptał.
- Sophie, Sophie gdzie jesteś? – usłyszeliśmy po chwil czyjeś wołania.
- Chyba rodzice cię szukają, mała. – uśmiechnęłam się do niej. Dziewczynka w mgnieniu oka zeskoczyła z kolan Malika i zaczęła odchodzić od nas.
- Cześć Zayn! Cześć Molly! – odwróciła się jeszcze na chwilę.
Patrzyłam jak odchodzi dopóki zza drzew nie wyszli jej rodzice i przytulili swoją zgubę.
- To takie słodkie. – powiedziałam i spojrzałam na mojego przyjaciela.
- Wiesz co jest jeszcze słodkie? – spojrzał mi prosto w oczy. – Lody z bitą śmietaną. Chodź! – pociągnął mnie za rękę. Szliśmy w ciszy, nie potrzebowaliśmy nic mówić, wystarczała nam tylko nasza obecność. Doszliśmy do małej kawiarni. Usiadłam przy jednym ze stolików, który znajdował się na tarasie i czekałam aż Zayn wróci z naszym zamówieniem. Odchyliłam głowę do tylu, przymknęłam oczy i wchłaniałam w skórę wszystkie promienie słońca.
- Lody waniliowe z bitą śmietaną i polewą czekoladową. – wybudził mnie z transu Zayn stawiając przede mną deser.
- Jakie plany na dzisiaj?
- Najpierw idziemy na mój popołudniowy koncert później oni chcą zrobić grilla, ale może urwiemy się co?
- Tylko ja i ty?
- Tylko ja i ty.
- Brzmi obiecująco.
Oboje wybuchliśmy śmiechem, nie wiem czy Zayn chce się tylko ze mną przyjaźnić czy może jednak liczy na coś więcej. Ja nie mogę się oprzeć za każdym razem kiedy go widzę a on jeszcze mi tego nie ułatwia. Kocham w nim wszystko, najmniejszy szczegół jego ciała i najmniejszy szczegół jego charakteru. Chcę go mieć na wyłączność, tylko dla siebie. Poczułam coś zimnego na nosie. Spojrzałam w dół i zauważyłam lody czekoladowe. Zanurzyłam palce w lodach i nałożyłam je na policzki Zayna.
- Na pewno tego chcesz? – zapytał Malik robiąc urażoną minę.
- Sam zacząłeś.
Już po chwili rzucaliśmy się lodami, Zayn złapał mnie w pasie i wysmarował mi całą twarz. Lody mieliśmy wszędzie, na ubraniach, twarzach i we włosach.
- I mamy tak wracać? – zapytałam.
- Tak, już chcę zobaczyć minę taksówkarza.
Wyszliśmy z lodziarni i złapaliśmy pierwszą lepszą taksówkę.
- Na Arenę O2.
- Dobrze. – odpowiedział mężczyzna i odwrócił się by na nas spojrzeć. – Co wy? – jego wyrazu twarzy nie da się opisać. Wybuchliśmy nieposkromionym śmiechem. Dotarcie na miejsce zajęło nam dwadzieścia minut. Weszliśmy tylnym wejściem żeby nikt nas nie zauważył.
- Co z wami? – zapytał zdziwiony Harry. Zanim zdążyliśmy odpowiedzieć, Niall podszedł do mnie i nakładając na palec rozpuszczone lody oblizał go.
- Lody. – powiedział bez entuzjazmu.
- Jesteście nienormalni. – skwitowała Effy. – Lou, zrobisz coś z nimi? – dodała pośpiesznie moja przyjaciółka. Doprowadzenie nas do porządku zajęło siostrze Eff godzinę, więc Zayn w pośpiechu zakładał ubrania na koncert gdyż chłopcy zaraz mieli wejść na scenę.
Razem z moją przyjaciółką stałyśmy w pierwszym rzędzie i przyglądałyśmy się chłopakom. Oni kochają to co robią i są w tym perfekcyjni.
- Jesteśmy! – wykrzyczał Louis.
- Przepraszamy, że nas nie było. – dodał Liam.
- Musieliśmy oderwać się od tego na chwilę, to było nam potrzebne. – skwitował Niall.
- Ale teraz jesteśmy tu dla was. – wykrzyczał Harry.
- I kochamy was! - podsumował Zayn.
Koncert się zaczął. Show w wykonaniu chłopaków można określić jednym zdaniem. Dużo zabawy i dużo śmiechu. Wychodząc z sali widziałam te wszystkie fanki, niektóre się cieszyły, inne płakały. Czasami miałam ochotę zabrać je do chłopaków, poznać z nimi, ale zawsze ta sama obawa, a jeśli któraś z nich zabierze mi Zayna? Jestem o niego zazdrosna, tak to prawda. Nie chcę go stracić. Czekałyśmy z Effy aż chłopaki się przebiorą, w końcu wyszli z garderoby.
- To co, jedziemy na grilla do mnie. – odezwał się Harry.
- Cicho nic nie mów, wycofujemy się powoli… - szeptał mi do ucha Malik. - …powoli, powoli. Biegnij! – krzyknął. Zaczęliśmy uciekać.
- Co wy robicie? – słyszałam za sobą głos Louisa.
Wypadliśmy z areny i wsiedliśmy do samochodu Zayna, który wcześniej podstawiła tu ochrona.
- Gdzie teraz? – zapytałam.
- Jak najdalej stąd.
***
-Morze? – chłonęłam wzrokiem błękitną wodę. – Zabrałeś mnie nad morze? – przytuliłam go. – Dziękuje.
- Wiem, że je uwielbiasz. – głaskał mnie po włosach. Położyłam się na piasku, a Zayn obok mnie, leżeliśmy i patrzyliśmy w bezchmurne niebo.
Milczeliśmy, pięć minut, piętnaście, dwadzieścia, godzinę. Kocham to w nim, w swoim towarzystwie czujemy się tak swobodnie, że wystarcza nam tylko nasza obecność. Możemy milczeć godzinami. Przekręciłam się na brzuch i spojrzałam na Malika. Leżał z przymkniętymi oczami, jego czarne rurki zakurzone były pyłem z piasku, miał do tego dobraną niebieską koszulkę i kapelusz. Widziałam jego idealne rysy twarzy, piękną ciemnawą skórę, pełne, różowe usta, długie czarne rzęsy, perfekcyjnie ułożone włosy. Tatuaże, które dodają mu uroku, bez nich by nie istniał.
- Dlaczego na mnie patrzysz? – zapytał nie otwierając oczu.
- Bo lubię.
Otworzył oczy i usiadł. Po chwili zrobiłam to samo.
- Molly?
- Tak? – patrzył na mnie tym przenikliwym wzrokiem.
- Co twoim zdaniem powinien zrobić chłopak, który bezgranicznie kocha dziewczynę?
- Powiedzieć jej to. – spojrzałam na niego, mrużąc oczy przed słońcem. – Tak, zdecydowanie powiedzieć.
- Molly Parker, kocham cię najmocniej jak potrafię, najsilniejszym, najpiękniejszym, najpotężniejszym, bezgranicznym uczuciem. Kocham w tobie wszystko, twój wygląd, charakter, sposób w jaki mówisz, co mówisz, sposób w jaki się poruszasz, jak poprawiasz swoją i tak idealną grzywkę. Kocham sześć twoich uśmiechów. Pierwszy gdy coś cię naprawdę rozśmieszy. Drugi gdy śmiejesz się z grzeczności. Trzeci gdy snujesz plany. Czwarty gdy śmiejesz się sama z siebie. Piąty gdy czujesz się niezręcznie. I szósty, najpiękniejszy, gdy patrzysz na mnie. Twoje malutkie, delikatne dłonie, którymi dotykasz mnie. Twoje zielone oczy, którymi patrzysz na świat. Twój śmiech, twoją dziecinność, niewinność. Kocham jak wtulasz się we mnie i przez chwilę mogę poczuć zapach twoich włosów. Usłyszeć przez chwilę bicie twojego serca. Kocham nawet sposób w jaki się denerwujesz, krzyczysz, rzucasz różnymi rzeczami. Kocham twoją odwagę, dojrzałość, odpowiedzialność. Kocham cię całą… – przysłuchiwałam się jego wyznaniu z zaszklonymi oczami. - …Chcę już zawsze spędzać z tobą każdą minutę mojego życia, budzić się przy tobie i zasypiać, jeść razem śniadania, obiady i kolację. Zabierać cię w najpiękniejsze miejsca świata, trzymać cię za rękę, przytulać cię i całować. Chcę żebyśmy już na zawsze byli razem, tylko ja i ty. Jesteś dla mnie najważniejsza. Molly jesteś moją miłością, moim powietrzem, moim życiem.
- Kocham cię. – szepnęłam.
- Co? – spojrzał na mnie.
- Zayn, kocham cię najmocniej na świecie, jeszcze mocniej niż ty mnie. Kocham najmniejszy szczegół twojego ciała, najmniejszy szczegół twojego charakteru. Jesteś perfekcyjny. Jesteś dla mnie wszystkim. – spojrzałam w jego piwne oczy.
- Chodź tu. – powiedział.
Wstałam i usiadłam w jego rozkraczonych nogach, opierając się o jego klatkę piersiową, on objął mnie swoimi ramionami.
- Tak długo komplikowaliśmy sobie życie.
- Za długo.
Odwróciłam się i złożyłam namiętny pocałunek na jego ustach. Wyrwałam się z jego uścisku i wbiegłam do morza. Wyciągnęłam w jego stronę rękę. Po chwili namysłu Zayn podszedł do mnie, wszedł do wody i złapał moją dłoń.
- Z tobą niczego się nie boję, ufam ci bezgranicznie.
Staliśmy tak chwilę patrząc się na zachodzące słońce. Malik przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
-Kocham cię. – powiedział całując mnie w czoło.
-Kocham cię.
wydaje mi się, że ten rozdział przypadnie wam do gustu. co o nim sądzicie? co sądzicie o zachowaniu Zayna? będą dobrą parą, czy nie przetrwają długo? wyrażajcie swoje opinie! :)
do końca zostały już tylko 2 rozdziały. a ja zapraszam już na bohaterów na life-is-a-trap.blogspot.com, komentujcie, obserwujcie. i jeszcze chciałabym wam życzyć 'mokrego' dyngusa. chociaż nas całkowicie zasypało śniegiem..., a wam jak mijają święta? ♥ - effy
środa, 27 marca 2013
Rozdział 25
Effy
Obudziły mnie jasne promienie słoneczne wpadające do pokoju
przez okno. Otworzyłam powoli oczy, mrugając nimi przez jakiś czas. Moje
policzki były wilgotne od płaczu, nic niezwykłego, ostatnio często mi się to
zdarza. Przesunęłam się na bok i spojrzałam na twarz mojego przyjaciela.
Dzisiaj spałam u Roberta. Wszyscy znajomi martwią się o mnie i 24 godziny na
dobę ktoś ze mną jest. Ostatnio Robert jest dla mnie dużo milszy i opiekuńczy.
Zależy mu na mnie. Jest przyjacielem, prawdziwym przyjacielem. To bardzo miłe z
jego strony, że wczorajszy wieczór i noc poświęcił dla mnie. Obejrzeliśmy
jakieś filmy, rozmawialiśmy i tak do długiej nocy. Chociaż na chwilę mogłam
zapomnieć i odstresować się. To nie fair, że wszystko dzieje się kosztem
Sophie. Tak bardzo mi jej brakuje. Bez niej moje życie jest zupełnie inne.
Dotknęłam dłonią twarz Roberta. Jest taki przystojny. A gdy śpi wygląda uroczo
i słodko. Zagryzłam wargę. Między nami układa się, tak jak powinno. Głośno
westchnęłam. Czy możliwe jest, żebym poczuła do niego coś więcej? A może
inaczej, czy przez ten cały czas go kochałam? To on blokował mnie przed Harrym?
Ja i Robert wiele przeszliśmy, ciągłe kłótnie, dogryzki, łzy, krzyk. To
toksyczne. Ale czy mimo wszystko, to on jest w moim sercu? Nie wiem. Chciałabym
tylko się z nim przyjaźnić. Tak jak teraz, bez żadnych zbędnych uczuć.
Przynajmniej tak mi się wydaje.
- Dzień dobry – szepnął mi do ucha, a po moim kręgosłupie
przeszły ciarki
- Hej – delikatnie się do niego uśmiechnęłam,
- Jak ci się spało? – zapytał bawiąc się moimi włosami,
- Dobrze,
Przetarłam twarz moimi chłodnymi dłońmi. Czas wszystko sobie
poukładać. Nauczyć się żyć bez Sophie. Zaakceptować jej samobójstwo. Mieć
czyste relacje z Harrym i z Robertem.
- O czym tak myślisz?
- Tak ogólnie – odpowiedziałam – Wszystko się ostatnio
zmieniło. My się zmieniliśmy. One Direction się zmieniło. Tak ciężko to
wszystko uporządkować,
- Wiem, ale czasu się nie cofnie. Śmierć Sophie wiele nas
nauczyła. Szacunku do przyjaźni, własnego życia, dostrzegania szczegółów. Nigdy
jej nie zapomnimy. Co tydzień możemy z nią porozmawiać, tylko trochę w inny
sposób… nad jej grobem. Ona na pewno chciałaby, żebyśmy byli szczęśliwi, Effy,
- Ale to nie jest takie łatwe – położyłam głowę na jego
ramieniu,
- Nie jest, ale mamy siebie i razem damy radę – uśmiechnął
się do mnie,
Siedzieliśmy w ciszy, bujając się do przodu i do tyłu. Nasza
obecność jest wystarczająca. Mam nadzieję, że Robert się nie zmieni, bo takiego
jego potrzebuję. Spojrzałam mu prosto w oczy. Kiedy to robimy moje serce bije
trochę szybciej, a ja mam ochotę go pocałować. Nie powinnam, naprawdę pilnie
muszę to wszystko poukładać. Ciszę przerwał sygnał mojego telefonu – dostałam
sms’a.
- Od kogo? – zapytał się Robert,
- Od Harrego – uśmiechnęłam się do niego – Odbierze mnie od
ciebie za około dwie – trzy godziny,
- Aha – odpowiedział ponuro,
- Jesteś zazdrosny? – delikatnie się uśmiechnęłam – Muszę
spędzić z nim trochę czasu, odwiedzić też Nialla, on potrzebuje nas wszystkich,
- Nie jestem, po prostu mnie wkurza,
Uśmiechnęłam się do moich myśli. Już niedługo spotkam się z
Harrym.
- Pójdę się już ogarniać – odsunęłam się od niego,
- Nie, poleż ze mną jeszcze chwilę – złapał mnie za rękę,
Rozkraczyłam nogi i usiadłam na jego brzuchu. Złapaliśmy się
za ręce i zaczęliśmy się przepychać. Oboje śmialiśmy się, a chwilę po tym
Robert zaczął mnie łaskotać, przez co nasze twarze były bardzo blisko siebie.
- Powinniśmy być razem – puścił mi oczko, a ja się
zaśmiałam,
- No co?
- To byłoby dziwne – odpowiedziałam,
- Byłoby fajnie,
- Teraz też jest dobrze, chyba,
Między nami po raz kolejny zapadła cisza, więc wstałam i
poszłam do łazienki. Byliśmy sami w domu. Rodzice Roberta są rozwiedzeni a on
nie ma rodzeństwa, więc mieszka tylko z mamą, która teraz była na jakimś
służbowym wyjeździe. Stanęłam przed lustrem i długo bezczynnie przyglądałam się
swojemu odbiciu. Teraz jestem już tego pewna i nie mam zamiaru dłużej hamować
moich myśli, czy uczuć, bo to mnie tylko niszczy. Kocham któregoś z nich. To
niemożliwe kochać dwie osoby, to absurd. Jednego z nich kocham, z drugim chcę
się przyjaźnić. Tylko nie mam żadnego pojęcia, który jest którym. To chore.
Umyta, umalowana i przebrana wyszłam z łazienki i
skierowałam się do pokoju Roberta. Usiadłam obok niego na łóżku i uśmiechnęłam
się do niego.
- Cieszę się, że cię mam – powiedziałam,
- Wreszcie nam się układa – zaśmiał się,
- Wiem. Los czekał na to tyle lat, jakby nie patrzeć –
wybuchłam z nim śmiechem,
Spojrzałam na zegarek. Za moment Harry powinien czekać na
mnie pod domem.
- Effy? – zwrócił się do mnie Robert?
- Tak?
- Zależy mi na tobie. Podobałaś mi się odkąd cię tylko
poznałem, mimo, że często mnie wkurzałaś i się często kłóciliśmy, możesz mi
ufać, ja tobie ufam. Dobrze wiesz, że chciałbym czegoś więcej, ale rozumiem, że
przechodzimy przez trudny okres i jeżeli potrzebujesz czasu – ja poczekam. Po
prostu zależy mi na tym byś była szczęśliwa.
W tym momencie zadzwonił mój telefon.
- Halo?
- Czekam przed domem – usłyszałam zachrypnięty głos Harrego,
- Już wychodzę,
Wzięłam do ręki torebkę i szybko wrzuciłam do niej moje
rzeczy. Spojrzałam na Roberta i szepnęłam
- Muszę już iść,
- Wrócimy kiedyś do tej rozmowy?
- Tak, obiecuję – pocałowałam go przelotnie w policzek na
pożegnanie,
Kiedy między nami były jakiekolwiek zbliżenia robiło mi się
gorąco, moje serce nabierało szybszego tempa, a przez ciało przechodziły
ciarki. Nawet jeśli mowa o głupim buziaku w policzek. Tak chyba nie powinno
dziać się między przyjacielem, a przyjaciółką. Zbiegłam po schodach i niechcąco
trzasnęłam drzwiami wejściowymi. Pod domem mojego przyjaciela, w czarnym,
sportowym aucie czekał Harry. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do przodu.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
- Hej – przywitał się,
- Cześć, Harry – odpowiedziałam, zaczesując włosy za ucho.
Siedzieliśmy w ciszy. Jechaliśmy do domu chłopaków, najpierw
spędzimy czas z Niallem, później sami. Od tamtej nocy wszystko między nami się
zmieniło. nie jest tak jak kiedyś. Wydaje mi się, że tej relacji już naprawić
się nie da, jedynie – zmienić. Spojrzałam na Stylesa. Chciałabym się do niego
przytulić. Właśnie w tym momencie. Mam taki mętlik w głowie. Wydaje mi się, że
do obu z nich coś czuję, ale jak poukładać w sobie te uczucia? Nie mam pojęcia.
- Dlaczego się tak na mnie patrzysz? – zapytał się,
- Nie, nic… znaczy tak po prostu – wyjąkałam,
- Jesteśmy na miejscu – uśmiechnął się,
Wyskoczyliśmy z samochodu. Przeciągnęłam się i spojrzałam w
górę. Świeciło słońce, wiał delikatny
wiatr, niebo było bezchmurne. Niby wszystko w jak najlepszym porządku, ale
jednak nie… Tak bardzo brakuje mi Sophie. Chciałabym się jej teraz poradzić.
Ona na pewno miałaby trafne argumenty. Weszliśmy do środka. W salonie siedział
Niall, nikogo innego nie było w domu. Blondyn opierał głowę o kanapę, słuchał
muzyki i oglądał telewizję. Spojrzałam na niego i w moim sercu coś zabolało.
Jego oczy, wyraz twarzy, gesty, miny, ruchy. To nie ten Niall, Niall Horan.
Stracił jedną z najważniejszych osób na świecie. Na dodatek ukrycie ją kochał,
a ona jego. Dlaczego los chciał by właśnie w takiej sytuacji musieli dowiedzieć
się o swojej miłości? Życie jest popieprzone. Usiadłam obok niego. Przełknęłam
ślinę i kątem oka spojrzałam w jego stronę.
- To miłe, że tu przyszłaś – powiedział cicho,
- Daj spokój, nie ma problemu – pokiwałam głową,
Nie miałam pojęcia co mam powiedzieć. Byłam w szoku, a widok
Nialla w takim stanie nie pomógł mi w tym wszystkim w ogóle.
- Harry, możesz zostawić nas na chwilę samych? – zapytał się
Horan,
- Spoko – odpowiedział i poszedł na górę, do swojego pokoju,
- Nie popełnijcie tego samego błędu. Nie marnujcie czasu –
spojrzał mi w prosto w oczy,
- Ale Niall… to nie jest takie proste, ja… - zaczęłam się
jąkać,
- Jest. Nie rozumiem - oboje się kochacie i wy doskonale o
tym wiecie, wszyscy wiedzą. Po co zwlekać? Po co wszystko sobie komplikować?
Nie odtrącaj tych uczuć. Możesz być z nim szczęśliwa! Wszystko może ci się
wreszcie ułożyć. Masz jego. On ma ciebie. Jesteście takimi szczęściarzami…
- Porozmawiamy o tym innym razem. Teraz pogadajmy o tobie.
Jak się czujesz?
- Okej, ale zaryzykuj. Sophie, byłaby z ciebie dumna… -
powiedział smutnym głosem wypowiadając jej imię,
- Co?
- Zawsze mi powtarzała, że wasza dwójka jest sobie
przeznaczona, że jesteś uparta i że chciałaby, abyście zostali parą,
- Ale oprócz Harrego jest jeszcze Robert… - powiedziałam
cicho,
- No i? Sorry, ale nie wydaję mi się, żebyście byli sobie
przeznaczeni. Harry w przeciwieństwie do niego cię nie skrzywdzi i będzie cię
kochał zawsze i po mimo wszystko, a Robert? Będzie bawił się tobą jak zabawką.
Wiesz jaki jest. Teraz może się tobą opiekować, a za kilka miesięcy mieć cię w
dupie. Ja wiem, że przyjaźnicie się bardzo długo, ale wy musicie szczerze
porozmawiać i wróżę wam relacje brata z siostrą, to wszystko.
- A teraz wreszcie porozmawiajmy o tobie – zmieniłam temat,
- Co mam powiedzieć? Jest źle. Tęsknię za nią. Najgorsza
jest ta świadomość, że ona też coś do mnie czuła, że jej nie pomogłem, że jej
nie ocaliłem. Wtedy… ona płakała i ją pocieszyłem, ale wstałem i po prostu
wyszedłem. Powinienem zostać. Jestem taki głupi…
- Nie mów tak. To nie twoja wina. Każdemu jest trudno, ale
ona tak wybrała, teraz jest wolna, szczęśliwa… i nie chce żebyśmy się smucili.
Musisz ułożyć sobie życie. Wiem, że to trudne, ale czas leczy rany. Wiem, że
nigdy jej nie zapomnisz, nikt z nas jej nie zapomni, ale przyzwyczaimy się do
tego, że jej z nami nie ma. Póki co to cholernie trudne,
- Bardzo trudne – powiedział łamiącym się głosem –
Potrzebuję samotności, dzięki, że tu jesteś i ze mną rozmawiałaś, ale pójdę do
siebie – przytulił mnie,
- Jak będziesz czegoś potrzebował - daj mi znać. Jestem tu
dla ciebie – delikatnie uśmiechnęłam się do niego,
Gdy zostałam sama w salonie wzięłam głęboki oddech i
schowałam twarz w dłonie. Przy Niallu nie mogę płakać, ale mi też jest ciężko.
W tym samym momencie do pokoju wszedł Harry. Wyprostowałam się i westchnęłam.
- Będzie dobrze – przytulił mnie,
Chciałam by ten moment trwał wieczność. To niby zwykły,
przyjacielski gest, ale dla mnie to coś więcej. Wtuliłam się w niego mocniej,
zamknęłam oczy. Czułam się jak w jakimś śnie. Czułam jego zapach, oddech. On
całował mnie po czole i delikatnie mną huśtał. To mnie zawsze bardzo uspokaja.
- Dziękuję, że jesteś – wyszeptałam cicho,
Po chwili przypomniałam sobie, że muszę dokonać jakiegoś
wyboru. Ale jakiego? Nie mam pojęcia, którego z nich mam wybrać, ale wiem, że
nie mam innego wyjścia. Nie wytrzymam tak dłużej, oni też. Chcę traktować ich
fair, a póki co czuję się jak idiotka.
- W tym momencie nie wyobrażam sobie bez ciebie życia,
wiesz? – złapał mnie za rękę,
- To wszystko jest jakieś chore. Dlaczego musimy sobie to
komplikować? – spojrzał na mnie,
- Nie wiem…
- Ale wiesz, że kiedyś będziesz musiała wiedzieć,
- Wiem, wiem, Harry
Leżeliśmy wtuleni w siebie na kanapie, co jakiś czas przerywając
ciszę. Było mi dobrze. Chcę już wyjść z tego beznadziejnego okresu w moim
życiu. Chcę umieć żyć bez Sophie. Chcę podjąć
już decyzję. Robert czy Harry? Moje myśli i serce cały czas prowadzą zaciętą kłótnię.
a według was kogo powinna wybrać Effy? którego z nich tak na prawdę kocha? wyrażajcie swoje opinie na temat rozdziału. przypominamy też, że do końca zostały już 3 rozdziały, jeśli nas czytacie, sprawdźcie, czy należycie do członków :)
na naszym następnym blogu pojawili się bohaterowie.zapraszamy do obserwowania i komentowania. - life-is-a-trap.blogspot.com. pozdrawiamy xx
a według was kogo powinna wybrać Effy? którego z nich tak na prawdę kocha? wyrażajcie swoje opinie na temat rozdziału. przypominamy też, że do końca zostały już 3 rozdziały, jeśli nas czytacie, sprawdźcie, czy należycie do członków :)
na naszym następnym blogu pojawili się bohaterowie.zapraszamy do obserwowania i komentowania. - life-is-a-trap.blogspot.com. pozdrawiamy xx
niedziela, 24 marca 2013
Rozdział 24
muzyka
- Nie!- przeraźliwy krzyk Nialla.
Skoczyła.
- Kocham cię Sophie. – szepnął Niall.
Po raz kolejny myślami wróciłam do tamtego dnia, tamtej chwili, nie mogę się z tym pogodzić ani w to uwierzyć. Była moją przyjaciółką, ja, Effy i Sophie byłyśmy jak siostry, zawsze razem, o wszystkim sobie mówiłyśmy, wspierałyśmy się, ufałyśmy sobie, przynajmniej ja tak myślałam. Dlaczego kurwa mać ona nie powiedziała nam o swoich problemach? Dlaczego? Uderzyłam poduszką w ścianę. Przez chwile jest z tobą, na twojej imprezie a zaraz już jej nie ma. Nie żyje. Umarła. Siedzę nieumalowana, nieuczesana w łóżku przykryta kołdrą. Po moich policzkach spływają łzy kiedy przeglądam albumy w których znajdują się nasze zdjęcia. Nie potrafię się z tym pogodzić, nie chce. Nie zatrzymaliśmy jej, nie potrafiliśmy. Niesłyszalnie do mojego pokoju weszła moja mama, usiadła obok mnie na łóżku i przytuliła mnie do siebie. Kołysząc się milczałyśmy. Cisza, to właśnie jest mi najbardziej potrzebne.
- Jak Effy i Niall? – zapytała moja mama.
- Jest źle, mamo. Effy ma wyrzuty sumienia, że nic nie zrobiła, że nie zauważyła, że coś jest nie tak, a Niall, on ją kochał, to chyba najgorsze, stracić miłość swojego życia w taki sposób. – odpowiedziałam patrząc w przestrzeń.
- Chcesz zostać sama?
- Tak. – poprosiłam a moja mam opuściła moją sypialnie. Zabierając ze sobą kołdrę podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Podłączyłam słuchawki do iPhona i włożyłam je do uszu. Okryłam się kołdrą i zaczęłam przyglądać się z góry zatłoczonym ulicom Londynu. To wszystko teraz już nie ma sensu, to miasto, te ulice, budynki, sklepy, imprezy, szkoła ci ludzie, wszystko przestało się liczyć. Czuje się jakby wszystko znikło, zapadło się pod ziemie, zostałyśmy tylko my, ja i moja już jedyna najlepsza przyjaciółka Effy, tylko my i sto tysięcy problemów. Jest jedna osoba, która mogłaby mnie teraz uratować, podnieść na duchu, pocieszyć, pokazać jak żyć. Jedyna osoba którą prawdziwie kocham, tak w końcu zdałam sobie z tego sprawę ale również z tego, że dla niego nic nie znaczę, jestem zwykłym śmieciem, zwykłą szmatą. Tęsknie za nim. Brakuje mi go. Jego silnych ramiom w których zawsze mogłam się schować, w których zawsze czułam się bezpiecznie. Jego duże dłonie które ściskały moje małe ręce. Czekoladowe oczy w których zawsze tonęłam. Kilkudniowy zarost którego tak nienawidzę. Czarne postawione włosy, ciemna karnacja, idealne usta, umięśnione ciało. Tatuaże. To cały on, Zayn Malik. Ale to tylko wygląd, ubóstwiam sposób jakim na mnie patrzył, to że na każdy dzień ma swoje własne nowe motto, sposób w jakim mówi i co mówi. To, że jest bezczelny i nonszalancki, ale zarazem opiekuńczy, wrażliwy i taki prawdziwy. Jest najprawdziwszym człowiekiem jakiego znam, sława go nie zmieniła, on jest sobą, tym samym chłopakiem z niewielkiego miasteczka Bradford. Chce go mieć na własność, chcę żeby był tylko mój, żeby mi pomógł i wyciągnął z tego świat gdzie wszystko jest przygniecione warstwą bólu, smutku, łez. Chce żeby mnie stąd zabrał. Ale on nie chcę. Za oknem pada deszcz, pogoda idealna do humoru mojego i moich przyjaciół. Odeszłam od okna, założyłam na siebie szare dresy i czarną koszulkę na ramiączka z logiem Batmana, przeczesałam włosy ręką i udałam się do kuchni. Byłam sama, moja mama wyszła już do pracy. Wstawiłam wodę na herbatę i czekałam. Przyglądając się kubkowi na którym był napis „forever young” przypomniał mi się dzień w którym go kupiłam, byłyśmy razem z dziewczynami na zakupach, oglądałam kubki nie mogąc zdecydować się na żaden z nich, wtedy podeszły moje przyjaciółki.
- Weź ten z napisem forever young. – powiedziała Effy.
- Tak, weź ten, to tak jak my, na zawsze młodzi, na zawsze razem. – dodała Sophie.
Po moich policzkach po raz kolejny spłynęły łzy, już nie przywiązywałam do nich uwagi, były rutyną. Wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam tak dobrze znany mi numer.
- Hej Li. – usłyszałam niewyraźny głos mojej przyjaciółki.
- Wszystko w porządku? Jesteś sama?
- Jest dobrze, nie, nie jestem sama, Harry u mnie jest.
- Okej, a nie wiesz może co z Niallem?
- Nie wiem, Harry też z nim nie rozmawiał.
- To ja zadzwonię do niego.
- Dobry pomysł.
- To na razie.
- Pa.
Wzięłam głęboki wdech i wybrałam numer blondyna. Chłopak odebrał po dwóch sygnałach.
- Hej Niall.
- Cześć Molly. Co tam?
- U mnie w porządku, a u ciebie?
- Chyba też, potrzebuje teraz tylko ciszy, spokoju i trochę samotności.
- Wiem, to samo powiedziałam dzisiaj mojej mamię.
- Ale cieszę się że dzwonisz.
- Pamiętaj jakbyś chciał pogadać czy po prostu pobyć z kimś, możesz na mnie liczyć.
- Dziękuje, trzymaj się Li.
- Ty też.
Rozłączyłam się. Niby wszyscy teraz potrzebujemy spokoju i samotności, ale tak naprawdę nie to jest nam najbardziej potrzebne tylko obecność drugiej osoby i nawet te głupie słowa „będzie dobrze”, potrzebujemy pocieszenia i bliskości. Zalałam ciepłą wodą moją herbatę i usiadłam w salonie na kanapie. Jedynym plusem dzisiejszego dnia jest to że mamy sobotę, w szkole rzygam już tym wszystkim, ludzie patrzą na elitę tym współczującym wzrokiem, wszyscy szepczą coś między sobą, albo podchodzą do nas bezczelnie i mówią „tak mi przykro”, „współczuje wam” i inne nic nie znaczące brednie. Niech w ogóle się nie odzywają, przecież wiem że mają to wszystko w dupie, Sophie, nas, nasze uczucia. A my, siedzimy przy naszym popularnym stoliku, nic nie mówimy, nie śmiejemy się, nie żartujemy, już nie jesteśmy elitą teraz to tylko dziewięciu znajomych. Włączyłam telewizję, leciał właśnie jakiś program o gwiazdach, show biznesie, skandalach i problemach. Patrzyłam w ekran telewizora gdzie w pewnym momencie młoda prezenterka zaczęła mówić o chłopcach z 1D.
- Jak wiecie One Direction odwołali najbliższe wywiady i koncerty, chłopcy nie mogą się otrząsnąć po wydarzeniu które ostatnio miało miejsce. Mianowicie jedna z ich przyjaciółek popełniła samobójstwo, dziewczyna skoczyła z dachu wieżowca. Ta tragedia najbardziej dotknęła Niall, podobno nasz Irlandczyk darzył uczuciem ową dziewczynę. Zostańcie z nami wracamy po przerwie.
- Suka. – powiedziałam sama do siebie.
Przełączyłam na MTV gdzie mogłam posłuchać muzyki a nie bezsensowych i nikomu niepotrzebnych wypowiedzi w jakimś tanim show. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam z kanapy i skierowałam się w stronę wejścia. Otworzyłam drzwi za którymi stał…
- Zayn. – mojego zdziwienia nie da się opisać, osoba którą w ty momencie najbardziej potrzebowałam zjawia się w moim apartamencie.
- Część Molly, możemy porozmawiać?
Kiwnęłam potwierdzająco głową i pokazałam żeby wszedł. Wyłączyłam telewizor i razem z Malikiem poszliśmy do mojego pokoju.
- Jak się trzymasz? – zapytał mulat. Nic nie odpowiedziałam tylko siedząc niedaleko niego z nogami przyciśniętymi do klatki piersiowej patrzyłam na niego.
- Rozumiem. – oparł się o ścianę i odchylając głowę przymknął oczy.
Siedzieliśmy milcząc przyglądałam mu się, dzisiejszego dnia miał na sobie jasne jeansy i zwykłą białą koszulkę. Kiedy tak na niego patrzyłam on otworzył oczy i również na mnie spojrzał.
- Przepraszam. – powiedział.
Podniosłam głowę by spojrzeć mu prosto w oczy, cierpiał, nie szydził ze mnie, oczy nigdy nie kłamią.
- Te ostatnie miesiące, to wszystko… - szukał odpowiednich słów, bawiąc się dłońmi. - …to wszystko nie powinno się wydarzyć, nie powinno się stać, te kłótnie, wypowiedziane słowa. Przepraszam, Molly to co mówiłem to nie prawda, uwierz, ja naprawdę nie chciałem cie skrzywdzić. Rozwaliliśmy swoje związki, boże to wszystko jest takie chore. Zachowywaliśmy się jak dzieci, dlatego właśnie dzisiaj przyszedłem tu żeby to wszystko zakończyć, żebyśmy znowu mogli być przyjaciółmi. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Naprawdę przepraszam. – spuściłam głowę. – Mówiąc, że jesteś szmatą, śmieciem, nic nie znaczącą osobą tak naprawdę nie miałem tego na myśli, nie myślę tak o tobie. Przecież jesteś dla mnie najważniejsza.Wiem, że możesz być zła za to że pobiłem Jake’e i przez to nie jesteście razem, ale ty go nie kochałaś, Molly. Przecież dobrze o tym wiesz. Byłem zazdrosny to prawda, nie chciałem żebyś z nim była. A ja i Perrie, może po prostu nie mówmy o tym. Li, proszę wybacz mi, naprawdę przepraszam. Zapomnijmy o wszystkim.Nie chcę się z tobą kłócić, brakuje mi ciebie. – podniósł głowę.
Kiedy zobaczyłam w jego oczach łzy uwierzyłam, że mówi prawdę.
- Dobrze i ja też przepraszam. Czasami powiedziałam za dużo niepotrzebnych słów.
- Raniliśmy siebie nawzajem, to było głupie.
- Zapomnieliśmy co tak naprawdę jest ważne.
- Spieprzyliśmy.
- Razem. – uśmiechnął się do mnie, odwzajemniłam jego uśmiech zrobiłam to pierwszy raz od paru dni. Poczułam się taka spokojna, opanowana, poczułam że znowu komuś na mnie zależy i że mogę liczyć na niego, że mnie wesprze i pomoże mi.
- Mogę cie o coś poprosić? – zapytałam. Zayn kiwnął potwierdzająco głową.
- Przytul mnie. – szepnęłam. Mój przyjaciel wyciągnął do mnie rękę, przybliżyłam się do niego a on objął mnie ramieniem i przytulił do siebie. Poczułam się bezpiecznie w jego ramionach. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i wsłuchiwałam się w jego bicie serca. Czułam jego oddech na swoich włosach. Czułam się dobrze, kiedy on jest blisko mnie wszystko inne się nie liczy, wtedy czuję się szczęśliwa.
- W ogóle jak twoja mama? – zapytał po paru minutach.
- Poddała się leczeniu, jest na dobrej drodze, walczy a ja ją wspieram. Teraz mogę na nią liczyć wiem, że jestem dla niej ważna. Często rozmawiamy, zwierzam się jej, wiem że mogę jej ufać.
- Mówiłem.
- Rozmawiałam dzisiaj z Niallem.
- Ja też, byłem u niego.
- I jak on się trzyma, bo wiesz przez telefon to dużo się nie dowiedziałam.
- Niezbyt dobrze, on ją naprawdę kochał.
- Czy musiało stać się takie coś, żeby oni uświadomi sobie że się kochają. – wzdrygnęłam się na co Zayn jeszcze bardziej mnie do siebie przytulił.
- Mówił, że chce być sam, że potrzebuje spokoju.
- Każdy tak mówi, ale prawda jest taka, że w tych właśnie momentach najbardziej potrzebujemy drugiej osoby, która nas wesprze, powie jak mamy żyć, dziękuje ci, że tu jesteś przy mnie.
- Zostanę jak długo będziesz mnie potrzebować.
- Tęskniłam za tobą.
- Ja też tęskniłem.
Wtuliłam się w niego i zamknęłam powieki, milczeliśmy wsłuchując się w cisze. Cieszę się, że on jest tu ze mną. Potrzebuje go teraz. Jest dla mnie bardzo ważny i ma racje, nie kochałam Jake’a. Lubiłam go. Dlaczego to wszystko musiało się stać, żebyśmy przejrzeli na oczy, zrozumieli coś, zrozumieli że jesteśmy dla siebie najważniejsi, że tylko my się liczymy. Znów jesteśmy przyjaciółmi, przeszliśmy wiele by móc spędzać razem czas, to chyba coś znaczy.
- Zayn? – wyszeptałam jego imię. Nie dostałam odpowiedzi więc podniosłam się na łokciach by na niego spojrzeć, mój przyjaciel zasnął, spał jak słodkie dziecko. Wstałam z łóżka, zabrałam z niego albumy i porozwalane zdjęcia, wzięłam jedno przedstawiające Sophie i Nialla, włożyłam je w ramkę i postawiłam na komodzie.
- Nigdy o tobie nie zapomnę, czuwaj nad nami. – szepnęłam.
Opuściłam pokój i skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i wróciłam do sypialni. Stanęłam w drzwiach i oparłam się o futrynę. Przyglądałam się śpiącemu Zaynowi, wyglądał tak bezbronnie, niewinnie, pięknie. Co teraz z nami będzie? Tego nie wie nikt. Ważne jest to że się pogodziliśmy, znów sobie ufamy, rozmawiamy, jesteśmy blisko siebie. Już nikogo więcej nie mogę stracić, to za bardzo boli. Teraz, musimy zacząć żyć, nie wiem jak, ale musimy. Wszyscy razem. Jeszcze kilka miesięcy temu Zayn Malik dla mnie był zwykłą nastoletnią gwiazdą, wiedziałam do jakiego zespołu należy, że ma mnóstwo fanów, że jest popularny na całym świecie. Dzisiaj Zayn Malik, to najważniejsza osoba w moim życiu. Osoba której nie chcę stracić po raz drugi.
- Kocham cie Zayn. – szepnęłam niesłyszalnie.
Hej, co u was? my osobiście umieramy, justin jest w polsce, a nas nie będzie na jego koncercie, macie podobnie, chciałyście jechać/jedziecie na jego koncert?
szczerze powiedziawszy to zaskoczyliście mnie, duża liczba komentarzy w krótkim czasie, więc proszę nowy rozdział: co o nim sądzicie? czy to koniec kłótni Zayna i Li? ich przyjaźń wróciła? czy to tylko cisza przed burzą? czy Molly powie Zaynowi co do niego czuje? czy on odwzajemnia jej uczucia?
liczę na dużą liczbę komentarzy, do końca zostało 4 rozdziały, nie zawiedźcie mnie, ;)
i zapraszam do przeczytania opisu naszego nowego bloga - life is a trap
miłego popołudnia, xx
Molly
- Nie!- przeraźliwy krzyk Nialla.
Skoczyła.
- Kocham cię Sophie. – szepnął Niall.
Po raz kolejny myślami wróciłam do tamtego dnia, tamtej chwili, nie mogę się z tym pogodzić ani w to uwierzyć. Była moją przyjaciółką, ja, Effy i Sophie byłyśmy jak siostry, zawsze razem, o wszystkim sobie mówiłyśmy, wspierałyśmy się, ufałyśmy sobie, przynajmniej ja tak myślałam. Dlaczego kurwa mać ona nie powiedziała nam o swoich problemach? Dlaczego? Uderzyłam poduszką w ścianę. Przez chwile jest z tobą, na twojej imprezie a zaraz już jej nie ma. Nie żyje. Umarła. Siedzę nieumalowana, nieuczesana w łóżku przykryta kołdrą. Po moich policzkach spływają łzy kiedy przeglądam albumy w których znajdują się nasze zdjęcia. Nie potrafię się z tym pogodzić, nie chce. Nie zatrzymaliśmy jej, nie potrafiliśmy. Niesłyszalnie do mojego pokoju weszła moja mama, usiadła obok mnie na łóżku i przytuliła mnie do siebie. Kołysząc się milczałyśmy. Cisza, to właśnie jest mi najbardziej potrzebne.
- Jak Effy i Niall? – zapytała moja mama.
- Jest źle, mamo. Effy ma wyrzuty sumienia, że nic nie zrobiła, że nie zauważyła, że coś jest nie tak, a Niall, on ją kochał, to chyba najgorsze, stracić miłość swojego życia w taki sposób. – odpowiedziałam patrząc w przestrzeń.
- Chcesz zostać sama?
- Tak. – poprosiłam a moja mam opuściła moją sypialnie. Zabierając ze sobą kołdrę podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Podłączyłam słuchawki do iPhona i włożyłam je do uszu. Okryłam się kołdrą i zaczęłam przyglądać się z góry zatłoczonym ulicom Londynu. To wszystko teraz już nie ma sensu, to miasto, te ulice, budynki, sklepy, imprezy, szkoła ci ludzie, wszystko przestało się liczyć. Czuje się jakby wszystko znikło, zapadło się pod ziemie, zostałyśmy tylko my, ja i moja już jedyna najlepsza przyjaciółka Effy, tylko my i sto tysięcy problemów. Jest jedna osoba, która mogłaby mnie teraz uratować, podnieść na duchu, pocieszyć, pokazać jak żyć. Jedyna osoba którą prawdziwie kocham, tak w końcu zdałam sobie z tego sprawę ale również z tego, że dla niego nic nie znaczę, jestem zwykłym śmieciem, zwykłą szmatą. Tęsknie za nim. Brakuje mi go. Jego silnych ramiom w których zawsze mogłam się schować, w których zawsze czułam się bezpiecznie. Jego duże dłonie które ściskały moje małe ręce. Czekoladowe oczy w których zawsze tonęłam. Kilkudniowy zarost którego tak nienawidzę. Czarne postawione włosy, ciemna karnacja, idealne usta, umięśnione ciało. Tatuaże. To cały on, Zayn Malik. Ale to tylko wygląd, ubóstwiam sposób jakim na mnie patrzył, to że na każdy dzień ma swoje własne nowe motto, sposób w jakim mówi i co mówi. To, że jest bezczelny i nonszalancki, ale zarazem opiekuńczy, wrażliwy i taki prawdziwy. Jest najprawdziwszym człowiekiem jakiego znam, sława go nie zmieniła, on jest sobą, tym samym chłopakiem z niewielkiego miasteczka Bradford. Chce go mieć na własność, chcę żeby był tylko mój, żeby mi pomógł i wyciągnął z tego świat gdzie wszystko jest przygniecione warstwą bólu, smutku, łez. Chce żeby mnie stąd zabrał. Ale on nie chcę. Za oknem pada deszcz, pogoda idealna do humoru mojego i moich przyjaciół. Odeszłam od okna, założyłam na siebie szare dresy i czarną koszulkę na ramiączka z logiem Batmana, przeczesałam włosy ręką i udałam się do kuchni. Byłam sama, moja mama wyszła już do pracy. Wstawiłam wodę na herbatę i czekałam. Przyglądając się kubkowi na którym był napis „forever young” przypomniał mi się dzień w którym go kupiłam, byłyśmy razem z dziewczynami na zakupach, oglądałam kubki nie mogąc zdecydować się na żaden z nich, wtedy podeszły moje przyjaciółki.
- Weź ten z napisem forever young. – powiedziała Effy.
- Tak, weź ten, to tak jak my, na zawsze młodzi, na zawsze razem. – dodała Sophie.
Po moich policzkach po raz kolejny spłynęły łzy, już nie przywiązywałam do nich uwagi, były rutyną. Wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam tak dobrze znany mi numer.
- Hej Li. – usłyszałam niewyraźny głos mojej przyjaciółki.
- Wszystko w porządku? Jesteś sama?
- Jest dobrze, nie, nie jestem sama, Harry u mnie jest.
- Okej, a nie wiesz może co z Niallem?
- Nie wiem, Harry też z nim nie rozmawiał.
- To ja zadzwonię do niego.
- Dobry pomysł.
- To na razie.
- Pa.
Wzięłam głęboki wdech i wybrałam numer blondyna. Chłopak odebrał po dwóch sygnałach.
- Hej Niall.
- Cześć Molly. Co tam?
- U mnie w porządku, a u ciebie?
- Chyba też, potrzebuje teraz tylko ciszy, spokoju i trochę samotności.
- Wiem, to samo powiedziałam dzisiaj mojej mamię.
- Ale cieszę się że dzwonisz.
- Pamiętaj jakbyś chciał pogadać czy po prostu pobyć z kimś, możesz na mnie liczyć.
- Dziękuje, trzymaj się Li.
- Ty też.
Rozłączyłam się. Niby wszyscy teraz potrzebujemy spokoju i samotności, ale tak naprawdę nie to jest nam najbardziej potrzebne tylko obecność drugiej osoby i nawet te głupie słowa „będzie dobrze”, potrzebujemy pocieszenia i bliskości. Zalałam ciepłą wodą moją herbatę i usiadłam w salonie na kanapie. Jedynym plusem dzisiejszego dnia jest to że mamy sobotę, w szkole rzygam już tym wszystkim, ludzie patrzą na elitę tym współczującym wzrokiem, wszyscy szepczą coś między sobą, albo podchodzą do nas bezczelnie i mówią „tak mi przykro”, „współczuje wam” i inne nic nie znaczące brednie. Niech w ogóle się nie odzywają, przecież wiem że mają to wszystko w dupie, Sophie, nas, nasze uczucia. A my, siedzimy przy naszym popularnym stoliku, nic nie mówimy, nie śmiejemy się, nie żartujemy, już nie jesteśmy elitą teraz to tylko dziewięciu znajomych. Włączyłam telewizję, leciał właśnie jakiś program o gwiazdach, show biznesie, skandalach i problemach. Patrzyłam w ekran telewizora gdzie w pewnym momencie młoda prezenterka zaczęła mówić o chłopcach z 1D.
- Jak wiecie One Direction odwołali najbliższe wywiady i koncerty, chłopcy nie mogą się otrząsnąć po wydarzeniu które ostatnio miało miejsce. Mianowicie jedna z ich przyjaciółek popełniła samobójstwo, dziewczyna skoczyła z dachu wieżowca. Ta tragedia najbardziej dotknęła Niall, podobno nasz Irlandczyk darzył uczuciem ową dziewczynę. Zostańcie z nami wracamy po przerwie.
- Suka. – powiedziałam sama do siebie.
Przełączyłam na MTV gdzie mogłam posłuchać muzyki a nie bezsensowych i nikomu niepotrzebnych wypowiedzi w jakimś tanim show. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam z kanapy i skierowałam się w stronę wejścia. Otworzyłam drzwi za którymi stał…
- Zayn. – mojego zdziwienia nie da się opisać, osoba którą w ty momencie najbardziej potrzebowałam zjawia się w moim apartamencie.
- Część Molly, możemy porozmawiać?
Kiwnęłam potwierdzająco głową i pokazałam żeby wszedł. Wyłączyłam telewizor i razem z Malikiem poszliśmy do mojego pokoju.
- Jak się trzymasz? – zapytał mulat. Nic nie odpowiedziałam tylko siedząc niedaleko niego z nogami przyciśniętymi do klatki piersiowej patrzyłam na niego.
- Rozumiem. – oparł się o ścianę i odchylając głowę przymknął oczy.
Siedzieliśmy milcząc przyglądałam mu się, dzisiejszego dnia miał na sobie jasne jeansy i zwykłą białą koszulkę. Kiedy tak na niego patrzyłam on otworzył oczy i również na mnie spojrzał.
- Przepraszam. – powiedział.
Podniosłam głowę by spojrzeć mu prosto w oczy, cierpiał, nie szydził ze mnie, oczy nigdy nie kłamią.
- Te ostatnie miesiące, to wszystko… - szukał odpowiednich słów, bawiąc się dłońmi. - …to wszystko nie powinno się wydarzyć, nie powinno się stać, te kłótnie, wypowiedziane słowa. Przepraszam, Molly to co mówiłem to nie prawda, uwierz, ja naprawdę nie chciałem cie skrzywdzić. Rozwaliliśmy swoje związki, boże to wszystko jest takie chore. Zachowywaliśmy się jak dzieci, dlatego właśnie dzisiaj przyszedłem tu żeby to wszystko zakończyć, żebyśmy znowu mogli być przyjaciółmi. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Naprawdę przepraszam. – spuściłam głowę. – Mówiąc, że jesteś szmatą, śmieciem, nic nie znaczącą osobą tak naprawdę nie miałem tego na myśli, nie myślę tak o tobie. Przecież jesteś dla mnie najważniejsza.Wiem, że możesz być zła za to że pobiłem Jake’e i przez to nie jesteście razem, ale ty go nie kochałaś, Molly. Przecież dobrze o tym wiesz. Byłem zazdrosny to prawda, nie chciałem żebyś z nim była. A ja i Perrie, może po prostu nie mówmy o tym. Li, proszę wybacz mi, naprawdę przepraszam. Zapomnijmy o wszystkim.Nie chcę się z tobą kłócić, brakuje mi ciebie. – podniósł głowę.
Kiedy zobaczyłam w jego oczach łzy uwierzyłam, że mówi prawdę.
- Dobrze i ja też przepraszam. Czasami powiedziałam za dużo niepotrzebnych słów.
- Raniliśmy siebie nawzajem, to było głupie.
- Zapomnieliśmy co tak naprawdę jest ważne.
- Spieprzyliśmy.
- Razem. – uśmiechnął się do mnie, odwzajemniłam jego uśmiech zrobiłam to pierwszy raz od paru dni. Poczułam się taka spokojna, opanowana, poczułam że znowu komuś na mnie zależy i że mogę liczyć na niego, że mnie wesprze i pomoże mi.
- Mogę cie o coś poprosić? – zapytałam. Zayn kiwnął potwierdzająco głową.
- Przytul mnie. – szepnęłam. Mój przyjaciel wyciągnął do mnie rękę, przybliżyłam się do niego a on objął mnie ramieniem i przytulił do siebie. Poczułam się bezpiecznie w jego ramionach. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i wsłuchiwałam się w jego bicie serca. Czułam jego oddech na swoich włosach. Czułam się dobrze, kiedy on jest blisko mnie wszystko inne się nie liczy, wtedy czuję się szczęśliwa.
- W ogóle jak twoja mama? – zapytał po paru minutach.
- Poddała się leczeniu, jest na dobrej drodze, walczy a ja ją wspieram. Teraz mogę na nią liczyć wiem, że jestem dla niej ważna. Często rozmawiamy, zwierzam się jej, wiem że mogę jej ufać.
- Mówiłem.
- Rozmawiałam dzisiaj z Niallem.
- Ja też, byłem u niego.
- I jak on się trzyma, bo wiesz przez telefon to dużo się nie dowiedziałam.
- Niezbyt dobrze, on ją naprawdę kochał.
- Czy musiało stać się takie coś, żeby oni uświadomi sobie że się kochają. – wzdrygnęłam się na co Zayn jeszcze bardziej mnie do siebie przytulił.
- Mówił, że chce być sam, że potrzebuje spokoju.
- Każdy tak mówi, ale prawda jest taka, że w tych właśnie momentach najbardziej potrzebujemy drugiej osoby, która nas wesprze, powie jak mamy żyć, dziękuje ci, że tu jesteś przy mnie.
- Zostanę jak długo będziesz mnie potrzebować.
- Tęskniłam za tobą.
- Ja też tęskniłem.
Wtuliłam się w niego i zamknęłam powieki, milczeliśmy wsłuchując się w cisze. Cieszę się, że on jest tu ze mną. Potrzebuje go teraz. Jest dla mnie bardzo ważny i ma racje, nie kochałam Jake’a. Lubiłam go. Dlaczego to wszystko musiało się stać, żebyśmy przejrzeli na oczy, zrozumieli coś, zrozumieli że jesteśmy dla siebie najważniejsi, że tylko my się liczymy. Znów jesteśmy przyjaciółmi, przeszliśmy wiele by móc spędzać razem czas, to chyba coś znaczy.
- Zayn? – wyszeptałam jego imię. Nie dostałam odpowiedzi więc podniosłam się na łokciach by na niego spojrzeć, mój przyjaciel zasnął, spał jak słodkie dziecko. Wstałam z łóżka, zabrałam z niego albumy i porozwalane zdjęcia, wzięłam jedno przedstawiające Sophie i Nialla, włożyłam je w ramkę i postawiłam na komodzie.
- Nigdy o tobie nie zapomnę, czuwaj nad nami. – szepnęłam.
Opuściłam pokój i skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i wróciłam do sypialni. Stanęłam w drzwiach i oparłam się o futrynę. Przyglądałam się śpiącemu Zaynowi, wyglądał tak bezbronnie, niewinnie, pięknie. Co teraz z nami będzie? Tego nie wie nikt. Ważne jest to że się pogodziliśmy, znów sobie ufamy, rozmawiamy, jesteśmy blisko siebie. Już nikogo więcej nie mogę stracić, to za bardzo boli. Teraz, musimy zacząć żyć, nie wiem jak, ale musimy. Wszyscy razem. Jeszcze kilka miesięcy temu Zayn Malik dla mnie był zwykłą nastoletnią gwiazdą, wiedziałam do jakiego zespołu należy, że ma mnóstwo fanów, że jest popularny na całym świecie. Dzisiaj Zayn Malik, to najważniejsza osoba w moim życiu. Osoba której nie chcę stracić po raz drugi.
- Kocham cie Zayn. – szepnęłam niesłyszalnie.
Hej, co u was? my osobiście umieramy, justin jest w polsce, a nas nie będzie na jego koncercie, macie podobnie, chciałyście jechać/jedziecie na jego koncert?
szczerze powiedziawszy to zaskoczyliście mnie, duża liczba komentarzy w krótkim czasie, więc proszę nowy rozdział: co o nim sądzicie? czy to koniec kłótni Zayna i Li? ich przyjaźń wróciła? czy to tylko cisza przed burzą? czy Molly powie Zaynowi co do niego czuje? czy on odwzajemnia jej uczucia?
liczę na dużą liczbę komentarzy, do końca zostało 4 rozdziały, nie zawiedźcie mnie, ;)
i zapraszam do przeczytania opisu naszego nowego bloga - life is a trap
miłego popołudnia, xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)