środa, 27 marca 2013

Rozdział 25





Effy

Obudziły mnie jasne promienie słoneczne wpadające do pokoju przez okno. Otworzyłam powoli oczy, mrugając nimi przez jakiś czas. Moje policzki były wilgotne od płaczu, nic niezwykłego, ostatnio często mi się to zdarza. Przesunęłam się na bok i spojrzałam na twarz mojego przyjaciela. Dzisiaj spałam u Roberta. Wszyscy znajomi martwią się o mnie i 24 godziny na dobę ktoś ze mną jest. Ostatnio Robert jest dla mnie dużo milszy i opiekuńczy. Zależy mu na mnie. Jest przyjacielem, prawdziwym przyjacielem. To bardzo miłe z jego strony, że wczorajszy wieczór i noc poświęcił dla mnie. Obejrzeliśmy jakieś filmy, rozmawialiśmy i tak do długiej nocy. Chociaż na chwilę mogłam zapomnieć i odstresować się. To nie fair, że wszystko dzieje się kosztem Sophie. Tak bardzo mi jej brakuje. Bez niej moje życie jest zupełnie inne. Dotknęłam dłonią twarz Roberta. Jest taki przystojny. A gdy śpi wygląda uroczo i słodko. Zagryzłam wargę. Między nami układa się, tak jak powinno. Głośno westchnęłam. Czy możliwe jest, żebym poczuła do niego coś więcej? A może inaczej, czy przez ten cały czas go kochałam? To on blokował mnie przed Harrym? Ja i Robert wiele przeszliśmy, ciągłe kłótnie, dogryzki, łzy, krzyk. To toksyczne. Ale czy mimo wszystko, to on jest w moim sercu? Nie wiem. Chciałabym tylko się z nim przyjaźnić. Tak jak teraz, bez żadnych zbędnych uczuć. Przynajmniej tak mi się wydaje.
- Dzień dobry – szepnął mi do ucha, a po moim kręgosłupie przeszły ciarki
- Hej – delikatnie się do niego uśmiechnęłam,
- Jak ci się spało? – zapytał bawiąc się moimi włosami,
- Dobrze,
Przetarłam twarz moimi chłodnymi dłońmi. Czas wszystko sobie poukładać. Nauczyć się żyć bez Sophie. Zaakceptować jej samobójstwo. Mieć czyste relacje z Harrym i z Robertem.
- O czym tak myślisz?
- Tak ogólnie – odpowiedziałam – Wszystko się ostatnio zmieniło. My się zmieniliśmy. One Direction się zmieniło. Tak ciężko to wszystko uporządkować,
- Wiem, ale czasu się nie cofnie. Śmierć Sophie wiele nas nauczyła. Szacunku do przyjaźni, własnego życia, dostrzegania szczegółów. Nigdy jej nie zapomnimy. Co tydzień możemy z nią porozmawiać, tylko trochę w inny sposób… nad jej grobem. Ona na pewno chciałaby, żebyśmy byli szczęśliwi, Effy,
- Ale to nie jest takie łatwe – położyłam głowę na jego ramieniu,
- Nie jest, ale mamy siebie i razem damy radę – uśmiechnął się do mnie,
Siedzieliśmy w ciszy, bujając się do przodu i do tyłu. Nasza obecność jest wystarczająca. Mam nadzieję, że Robert się nie zmieni, bo takiego jego potrzebuję. Spojrzałam mu prosto w oczy. Kiedy to robimy moje serce bije trochę szybciej, a ja mam ochotę go pocałować. Nie powinnam, naprawdę pilnie muszę to wszystko poukładać. Ciszę przerwał sygnał mojego telefonu – dostałam sms’a.
- Od kogo? – zapytał się Robert,
- Od Harrego – uśmiechnęłam się do niego – Odbierze mnie od ciebie za około dwie – trzy godziny,
- Aha – odpowiedział ponuro,
- Jesteś zazdrosny? – delikatnie się uśmiechnęłam – Muszę spędzić z nim trochę czasu, odwiedzić też Nialla, on potrzebuje nas wszystkich,
- Nie jestem, po prostu mnie wkurza,
Uśmiechnęłam się do moich myśli. Już niedługo spotkam się z Harrym.
- Pójdę się już ogarniać – odsunęłam się od niego,
- Nie, poleż ze mną jeszcze chwilę – złapał mnie za rękę,
Rozkraczyłam nogi i usiadłam na jego brzuchu. Złapaliśmy się za ręce i zaczęliśmy się przepychać. Oboje śmialiśmy się, a chwilę po tym Robert zaczął mnie łaskotać, przez co nasze twarze były bardzo blisko siebie.
- Powinniśmy być razem – puścił mi oczko, a ja się zaśmiałam,
- No co?
- To byłoby dziwne – odpowiedziałam,
- Byłoby fajnie,
- Teraz też jest dobrze, chyba,
Między nami po raz kolejny zapadła cisza, więc wstałam i poszłam do łazienki. Byliśmy sami w domu. Rodzice Roberta są rozwiedzeni a on nie ma rodzeństwa, więc mieszka tylko z mamą, która teraz była na jakimś służbowym wyjeździe. Stanęłam przed lustrem i długo bezczynnie przyglądałam się swojemu odbiciu. Teraz jestem już tego pewna i nie mam zamiaru dłużej hamować moich myśli, czy uczuć, bo to mnie tylko niszczy. Kocham któregoś z nich. To niemożliwe kochać dwie osoby, to absurd. Jednego z nich kocham, z drugim chcę się przyjaźnić. Tylko nie mam żadnego pojęcia, który jest którym. To chore.
Umyta, umalowana i przebrana wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju Roberta. Usiadłam obok niego na łóżku i uśmiechnęłam się do niego.
- Cieszę się, że cię mam – powiedziałam,
- Wreszcie nam się układa – zaśmiał się,
- Wiem. Los czekał na to tyle lat, jakby nie patrzeć – wybuchłam z nim śmiechem,
Spojrzałam na zegarek. Za moment Harry powinien czekać na mnie pod domem.
- Effy? – zwrócił się do mnie Robert?
- Tak?
- Zależy mi na tobie. Podobałaś mi się odkąd cię tylko poznałem, mimo, że często mnie wkurzałaś i się często kłóciliśmy, możesz mi ufać, ja tobie ufam. Dobrze wiesz, że chciałbym czegoś więcej, ale rozumiem, że przechodzimy przez trudny okres i jeżeli potrzebujesz czasu – ja poczekam. Po prostu zależy mi na tym byś była szczęśliwa.
W tym momencie zadzwonił mój telefon.
- Halo?
- Czekam przed domem – usłyszałam zachrypnięty głos Harrego,
- Już wychodzę,
Wzięłam do ręki torebkę i szybko wrzuciłam do niej moje rzeczy. Spojrzałam na Roberta i szepnęłam
- Muszę już iść,
- Wrócimy kiedyś do tej rozmowy?
- Tak, obiecuję – pocałowałam go przelotnie w policzek na pożegnanie,
Kiedy między nami były jakiekolwiek zbliżenia robiło mi się gorąco, moje serce nabierało szybszego tempa, a przez ciało przechodziły ciarki. Nawet jeśli mowa o głupim buziaku w policzek. Tak chyba nie powinno dziać się między przyjacielem, a przyjaciółką. Zbiegłam po schodach i niechcąco trzasnęłam drzwiami wejściowymi. Pod domem mojego przyjaciela, w czarnym, sportowym aucie czekał Harry. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do przodu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
- Hej – przywitał się,
- Cześć, Harry – odpowiedziałam, zaczesując włosy za ucho.
Siedzieliśmy w ciszy. Jechaliśmy do domu chłopaków, najpierw spędzimy czas z Niallem, później sami. Od tamtej nocy wszystko między nami się zmieniło. nie jest tak jak kiedyś. Wydaje mi się, że tej relacji już naprawić się nie da, jedynie – zmienić. Spojrzałam na Stylesa. Chciałabym się do niego przytulić. Właśnie w tym momencie. Mam taki mętlik w głowie. Wydaje mi się, że do obu z nich coś czuję, ale jak poukładać w sobie te uczucia? Nie mam pojęcia.
- Dlaczego się tak na mnie patrzysz? – zapytał się,
- Nie, nic… znaczy tak po prostu – wyjąkałam,
- Jesteśmy na miejscu – uśmiechnął się,
Wyskoczyliśmy z samochodu. Przeciągnęłam się i spojrzałam w górę.  Świeciło słońce, wiał delikatny wiatr, niebo było bezchmurne. Niby wszystko w jak najlepszym porządku, ale jednak nie… Tak bardzo brakuje mi Sophie. Chciałabym się jej teraz poradzić. Ona na pewno miałaby trafne argumenty. Weszliśmy do środka. W salonie siedział Niall, nikogo innego nie było w domu. Blondyn opierał głowę o kanapę, słuchał muzyki i oglądał telewizję. Spojrzałam na niego i w moim sercu coś zabolało. Jego oczy, wyraz twarzy, gesty, miny, ruchy. To nie ten Niall, Niall Horan. Stracił jedną z najważniejszych osób na świecie. Na dodatek ukrycie ją kochał, a ona jego. Dlaczego los chciał by właśnie w takiej sytuacji musieli dowiedzieć się o swojej miłości? Życie jest popieprzone. Usiadłam obok niego. Przełknęłam ślinę i kątem oka spojrzałam w jego stronę.
- To miłe, że tu przyszłaś – powiedział cicho,
- Daj spokój, nie ma problemu – pokiwałam głową,
Nie miałam pojęcia co mam powiedzieć. Byłam w szoku, a widok Nialla w takim stanie nie pomógł mi w tym wszystkim w ogóle.
- Harry, możesz zostawić nas na chwilę samych? – zapytał się Horan,
- Spoko – odpowiedział i poszedł na górę, do swojego pokoju,
- Nie popełnijcie tego samego błędu. Nie marnujcie czasu – spojrzał mi w prosto w oczy,
- Ale Niall… to nie jest takie proste, ja… - zaczęłam się jąkać,
- Jest. Nie rozumiem - oboje się kochacie i wy doskonale o tym wiecie, wszyscy wiedzą. Po co zwlekać? Po co wszystko sobie komplikować? Nie odtrącaj tych uczuć. Możesz być z nim szczęśliwa! Wszystko może ci się wreszcie ułożyć. Masz jego. On ma ciebie. Jesteście takimi szczęściarzami…
- Porozmawiamy o tym innym razem. Teraz pogadajmy o tobie. Jak się czujesz?
- Okej, ale zaryzykuj. Sophie, byłaby z ciebie dumna… - powiedział smutnym głosem wypowiadając jej imię,
- Co?
- Zawsze mi powtarzała, że wasza dwójka jest sobie przeznaczona, że jesteś uparta i że chciałaby, abyście zostali parą,
- Ale oprócz Harrego jest jeszcze Robert… - powiedziałam cicho,
- No i? Sorry, ale nie wydaję mi się, żebyście byli sobie przeznaczeni. Harry w przeciwieństwie do niego cię nie skrzywdzi i będzie cię kochał zawsze i po mimo wszystko, a Robert? Będzie bawił się tobą jak zabawką. Wiesz jaki jest. Teraz może się tobą opiekować, a za kilka miesięcy mieć cię w dupie. Ja wiem, że przyjaźnicie się bardzo długo, ale wy musicie szczerze porozmawiać i wróżę wam relacje brata z siostrą, to wszystko.
- A teraz wreszcie porozmawiajmy o tobie – zmieniłam temat,
- Co mam powiedzieć? Jest źle. Tęsknię za nią. Najgorsza jest ta świadomość, że ona też coś do mnie czuła, że jej nie pomogłem, że jej nie ocaliłem. Wtedy… ona płakała i ją pocieszyłem, ale wstałem i po prostu wyszedłem. Powinienem zostać. Jestem taki głupi…
- Nie mów tak. To nie twoja wina. Każdemu jest trudno, ale ona tak wybrała, teraz jest wolna, szczęśliwa… i nie chce żebyśmy się smucili. Musisz ułożyć sobie życie. Wiem, że to trudne, ale czas leczy rany. Wiem, że nigdy jej nie zapomnisz, nikt z nas jej nie zapomni, ale przyzwyczaimy się do tego, że jej z nami nie ma. Póki co to cholernie trudne,
- Bardzo trudne – powiedział łamiącym się głosem – Potrzebuję samotności, dzięki, że tu jesteś i ze mną rozmawiałaś, ale pójdę do siebie – przytulił mnie,
- Jak będziesz czegoś potrzebował - daj mi znać. Jestem tu dla ciebie – delikatnie uśmiechnęłam się do niego,
Gdy zostałam sama w salonie wzięłam głęboki oddech i schowałam twarz w dłonie. Przy Niallu nie mogę płakać, ale mi też jest ciężko. W tym samym momencie do pokoju wszedł Harry. Wyprostowałam się i westchnęłam.
- Będzie dobrze – przytulił mnie,
Chciałam by ten moment trwał wieczność. To niby zwykły, przyjacielski gest, ale dla mnie to coś więcej. Wtuliłam się w niego mocniej, zamknęłam oczy. Czułam się jak w jakimś śnie. Czułam jego zapach, oddech. On całował mnie po czole i delikatnie mną huśtał. To mnie zawsze bardzo uspokaja.
- Dziękuję, że jesteś – wyszeptałam cicho,
Po chwili przypomniałam sobie, że muszę dokonać jakiegoś wyboru. Ale jakiego? Nie mam pojęcia, którego z nich mam wybrać, ale wiem, że nie mam innego wyjścia. Nie wytrzymam tak dłużej, oni też. Chcę traktować ich fair, a póki co czuję się jak idiotka.
- W tym momencie nie wyobrażam sobie bez ciebie życia, wiesz? – złapał mnie za rękę,
- Dziwnie się nasze losy potoczyły – podsumowałam,
- To wszystko jest jakieś chore. Dlaczego musimy sobie to komplikować? – spojrzał na mnie,
- Nie wiem…
- Ale wiesz, że kiedyś będziesz musiała wiedzieć,
- Wiem, wiem, Harry
Leżeliśmy wtuleni w siebie na kanapie, co jakiś czas przerywając ciszę. Było mi dobrze. Chcę już wyjść z tego beznadziejnego okresu w moim życiu. Chcę umieć żyć bez Sophie.  Chcę podjąć już decyzję. Robert czy Harry? Moje myśli i serce cały czas prowadzą zaciętą kłótnię.






a według was kogo powinna wybrać Effy? którego z nich tak na prawdę kocha? wyrażajcie swoje opinie na temat rozdziału. przypominamy też, że do końca zostały już 3 rozdziały, jeśli nas czytacie, sprawdźcie, czy należycie do członków :)
na naszym następnym blogu pojawili się bohaterowie.zapraszamy do obserwowania i komentowania. - life-is-a-trap.blogspot.com. pozdrawiamy xx 

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 24

muzyka


Molly



- Nie!- przeraźliwy krzyk Nialla.
Skoczyła.
- Kocham cię Sophie. – szepnął Niall.

Po raz kolejny myślami wróciłam do tamtego dnia, tamtej chwili, nie mogę się z tym pogodzić ani w to uwierzyć. Była moją przyjaciółką, ja, Effy i Sophie byłyśmy jak siostry, zawsze razem, o wszystkim sobie mówiłyśmy, wspierałyśmy się, ufałyśmy sobie, przynajmniej ja tak myślałam. Dlaczego kurwa mać ona nie powiedziała nam o swoich problemach? Dlaczego? Uderzyłam poduszką w ścianę. Przez chwile jest z tobą, na twojej imprezie a zaraz już jej nie ma. Nie żyje. Umarła. Siedzę nieumalowana, nieuczesana w łóżku przykryta kołdrą. Po moich policzkach spływają łzy kiedy przeglądam albumy w których znajdują się nasze zdjęcia. Nie potrafię się z tym pogodzić, nie chce. Nie zatrzymaliśmy jej, nie potrafiliśmy. Niesłyszalnie do mojego pokoju weszła moja mama, usiadła obok mnie na łóżku i przytuliła mnie do siebie. Kołysząc się milczałyśmy. Cisza, to właśnie jest mi najbardziej potrzebne.
- Jak Effy i Niall? – zapytała moja mama.
- Jest źle, mamo. Effy ma wyrzuty sumienia, że nic nie zrobiła, że nie zauważyła, że coś jest nie tak, a Niall, on ją kochał, to chyba najgorsze, stracić miłość swojego życia w taki sposób. – odpowiedziałam patrząc w przestrzeń.
- Chcesz zostać sama?
- Tak. – poprosiłam a moja mam opuściła moją sypialnie. Zabierając ze sobą kołdrę podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Podłączyłam słuchawki do iPhona i włożyłam je do uszu. Okryłam się kołdrą i zaczęłam przyglądać się z góry zatłoczonym ulicom Londynu. To wszystko teraz już nie ma sensu, to miasto, te ulice, budynki, sklepy, imprezy, szkoła ci ludzie, wszystko przestało się liczyć.  Czuje się jakby wszystko znikło, zapadło się pod ziemie, zostałyśmy tylko my, ja i moja już jedyna najlepsza przyjaciółka Effy, tylko my i sto tysięcy problemów. Jest jedna osoba, która mogłaby mnie teraz uratować, podnieść na duchu, pocieszyć, pokazać jak żyć. Jedyna osoba którą prawdziwie kocham, tak w końcu zdałam sobie z tego sprawę ale również z tego, że dla niego nic nie znaczę, jestem zwykłym śmieciem, zwykłą szmatą. Tęsknie za nim. Brakuje mi go. Jego silnych ramiom w których zawsze mogłam się schować, w których zawsze czułam się bezpiecznie. Jego duże dłonie które ściskały moje małe ręce. Czekoladowe oczy w których zawsze tonęłam. Kilkudniowy zarost którego tak nienawidzę. Czarne postawione włosy, ciemna karnacja, idealne usta, umięśnione ciało. Tatuaże. To cały on, Zayn Malik. Ale to tylko wygląd, ubóstwiam sposób jakim na mnie patrzył, to że na każdy dzień ma swoje własne nowe motto, sposób w jakim mówi i co mówi. To, że jest bezczelny i nonszalancki, ale zarazem opiekuńczy, wrażliwy i taki prawdziwy. Jest najprawdziwszym człowiekiem jakiego znam, sława go nie zmieniła, on jest sobą, tym samym chłopakiem z niewielkiego miasteczka Bradford. Chce go mieć na własność, chcę żeby był tylko mój, żeby mi pomógł i wyciągnął z tego świat gdzie wszystko jest przygniecione warstwą bólu, smutku, łez. Chce żeby mnie stąd zabrał. Ale on nie chcę. Za oknem pada deszcz, pogoda idealna do humoru mojego i moich przyjaciół. Odeszłam od okna, założyłam na siebie szare dresy i czarną koszulkę na ramiączka z logiem Batmana, przeczesałam włosy ręką i udałam się do kuchni. Byłam sama, moja mama wyszła już do pracy. Wstawiłam wodę na herbatę i czekałam. Przyglądając się kubkowi na którym był napis „forever young” przypomniał mi się dzień w którym go kupiłam, byłyśmy razem z dziewczynami na zakupach, oglądałam kubki nie mogąc zdecydować się na żaden z nich, wtedy podeszły moje przyjaciółki.
- Weź ten z napisem forever young. – powiedziała Effy.
- Tak, weź ten, to tak jak my, na zawsze młodzi, na zawsze razem. – dodała Sophie.
Po moich policzkach po raz kolejny spłynęły łzy, już nie przywiązywałam do nich uwagi, były rutyną. Wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam tak dobrze znany mi numer.
- Hej Li. – usłyszałam niewyraźny głos mojej przyjaciółki.
- Wszystko w porządku? Jesteś sama?
- Jest dobrze, nie, nie jestem sama, Harry u mnie jest.
- Okej, a nie wiesz może co z Niallem?
- Nie wiem, Harry też z nim nie rozmawiał.
- To ja zadzwonię do niego.
- Dobry pomysł.
- To na razie.
- Pa.
Wzięłam głęboki wdech i wybrałam numer blondyna.  Chłopak odebrał po dwóch sygnałach.
- Hej Niall.
- Cześć Molly. Co tam?
- U mnie w porządku, a u ciebie?
- Chyba też, potrzebuje teraz tylko ciszy, spokoju i trochę samotności.
- Wiem, to samo powiedziałam dzisiaj mojej mamię.
- Ale cieszę się że dzwonisz.
- Pamiętaj jakbyś chciał pogadać czy po prostu pobyć z kimś, możesz na mnie liczyć.
- Dziękuje, trzymaj się Li.
- Ty też.
Rozłączyłam się. Niby wszyscy teraz potrzebujemy spokoju i samotności, ale tak naprawdę nie to jest nam najbardziej potrzebne tylko obecność drugiej osoby i nawet te głupie słowa „będzie dobrze”, potrzebujemy pocieszenia i bliskości. Zalałam ciepłą wodą moją herbatę i usiadłam w salonie na kanapie. Jedynym plusem dzisiejszego dnia jest to że mamy sobotę, w szkole rzygam już tym wszystkim, ludzie patrzą na elitę tym współczującym wzrokiem, wszyscy szepczą coś między sobą, albo podchodzą do nas bezczelnie i mówią „tak mi przykro”, „współczuje wam” i inne nic nie znaczące brednie. Niech w ogóle się nie odzywają, przecież wiem że mają to wszystko w dupie, Sophie, nas, nasze uczucia. A my, siedzimy przy naszym popularnym stoliku, nic nie mówimy, nie śmiejemy się, nie żartujemy, już nie jesteśmy elitą teraz to tylko dziewięciu znajomych. Włączyłam telewizję, leciał właśnie jakiś program o gwiazdach, show biznesie, skandalach i problemach. Patrzyłam w ekran telewizora gdzie w pewnym momencie młoda prezenterka zaczęła mówić o chłopcach z 1D.
- Jak wiecie One Direction odwołali najbliższe wywiady i koncerty, chłopcy nie mogą się otrząsnąć po wydarzeniu które ostatnio miało miejsce. Mianowicie jedna z ich przyjaciółek popełniła samobójstwo, dziewczyna skoczyła z dachu wieżowca. Ta tragedia najbardziej dotknęła Niall, podobno nasz Irlandczyk darzył uczuciem ową dziewczynę. Zostańcie z nami wracamy po przerwie.
- Suka. – powiedziałam sama do siebie.
Przełączyłam na MTV gdzie mogłam posłuchać muzyki a nie bezsensowych i nikomu niepotrzebnych wypowiedzi w jakimś tanim show. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam z kanapy i skierowałam się w stronę wejścia. Otworzyłam drzwi za którymi stał…
- Zayn. – mojego zdziwienia nie da się opisać, osoba którą w ty momencie najbardziej potrzebowałam zjawia się w moim apartamencie.
- Część Molly, możemy porozmawiać?
Kiwnęłam potwierdzająco głową i pokazałam żeby wszedł. Wyłączyłam telewizor i razem z Malikiem poszliśmy do mojego pokoju.
- Jak się trzymasz? – zapytał mulat. Nic nie odpowiedziałam tylko siedząc niedaleko niego z nogami przyciśniętymi do klatki piersiowej patrzyłam na niego.
- Rozumiem. – oparł się o ścianę i odchylając głowę przymknął oczy.
Siedzieliśmy milcząc przyglądałam mu się, dzisiejszego dnia miał na sobie jasne jeansy i zwykłą białą koszulkę. Kiedy tak na niego patrzyłam on otworzył oczy i również na mnie spojrzał.
- Przepraszam. – powiedział.
Podniosłam głowę by spojrzeć mu prosto w oczy, cierpiał, nie szydził ze mnie, oczy nigdy nie kłamią.
- Te ostatnie miesiące, to wszystko… - szukał odpowiednich słów, bawiąc się dłońmi. - …to wszystko nie powinno się wydarzyć, nie powinno się stać, te kłótnie, wypowiedziane słowa. Przepraszam, Molly to co mówiłem to nie prawda, uwierz, ja naprawdę nie chciałem cie skrzywdzić. Rozwaliliśmy swoje związki, boże to wszystko jest takie chore. Zachowywaliśmy się jak dzieci, dlatego właśnie dzisiaj przyszedłem tu żeby to wszystko zakończyć, żebyśmy znowu mogli być przyjaciółmi. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Naprawdę przepraszam. – spuściłam głowę. – Mówiąc, że jesteś szmatą, śmieciem, nic nie znaczącą osobą tak naprawdę nie miałem tego na myśli, nie myślę tak o tobie. Przecież jesteś dla mnie najważniejsza.Wiem, że możesz być zła za to że pobiłem Jake’e i przez to nie jesteście razem, ale ty go nie kochałaś, Molly. Przecież dobrze o tym wiesz. Byłem zazdrosny to prawda, nie chciałem żebyś z nim była. A ja i Perrie, może po prostu nie mówmy o tym. Li, proszę wybacz mi, naprawdę przepraszam. Zapomnijmy o wszystkim.Nie chcę się z tobą kłócić, brakuje mi ciebie. – podniósł głowę.
Kiedy zobaczyłam w jego oczach łzy uwierzyłam, że mówi prawdę.
- Dobrze i ja też przepraszam. Czasami powiedziałam za dużo niepotrzebnych słów.
- Raniliśmy siebie nawzajem, to było głupie.
- Zapomnieliśmy co tak naprawdę jest ważne.
- Spieprzyliśmy.
- Razem. – uśmiechnął się do mnie, odwzajemniłam jego uśmiech zrobiłam to pierwszy raz od paru dni. Poczułam się taka spokojna, opanowana, poczułam że znowu komuś na mnie zależy i że mogę liczyć na niego, że mnie wesprze i pomoże mi.
- Mogę cie o coś poprosić? – zapytałam. Zayn kiwnął potwierdzająco głową.
- Przytul mnie. – szepnęłam. Mój przyjaciel wyciągnął do mnie rękę, przybliżyłam się do niego a on objął mnie ramieniem i przytulił do siebie. Poczułam się bezpiecznie w jego ramionach. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i wsłuchiwałam się w jego bicie serca. Czułam jego oddech na swoich włosach. Czułam się dobrze, kiedy on jest blisko mnie wszystko inne się nie liczy, wtedy czuję się szczęśliwa.
- W ogóle jak twoja mama? – zapytał po paru minutach.
- Poddała się leczeniu, jest na dobrej drodze, walczy a ja ją wspieram. Teraz mogę na nią liczyć wiem, że jestem dla niej ważna. Często rozmawiamy, zwierzam się jej, wiem że mogę jej ufać.
- Mówiłem.
- Rozmawiałam dzisiaj z Niallem.
- Ja też, byłem u niego.
- I jak on się trzyma, bo wiesz przez telefon to dużo się nie dowiedziałam.
- Niezbyt dobrze, on ją naprawdę kochał.
- Czy musiało stać się takie coś, żeby oni uświadomi sobie że się kochają. – wzdrygnęłam się na co Zayn jeszcze bardziej mnie do siebie przytulił.
- Mówił, że chce być sam, że potrzebuje spokoju.
- Każdy tak mówi, ale prawda jest taka, że w tych właśnie momentach najbardziej potrzebujemy drugiej osoby, która nas wesprze, powie jak mamy żyć, dziękuje ci, że tu jesteś przy mnie.
- Zostanę jak długo będziesz mnie potrzebować.
- Tęskniłam za tobą.
- Ja też tęskniłem.
Wtuliłam się w niego i zamknęłam powieki, milczeliśmy wsłuchując się w cisze. Cieszę się, że on jest tu ze mną. Potrzebuje go teraz. Jest dla mnie bardzo ważny i ma racje, nie kochałam Jake’a. Lubiłam go. Dlaczego to wszystko musiało się stać, żebyśmy przejrzeli na oczy, zrozumieli coś, zrozumieli że jesteśmy dla siebie najważniejsi, że tylko my się liczymy. Znów jesteśmy przyjaciółmi, przeszliśmy wiele by móc spędzać razem czas, to chyba coś znaczy.
- Zayn? – wyszeptałam jego imię. Nie dostałam odpowiedzi więc podniosłam się na łokciach by na niego spojrzeć, mój przyjaciel zasnął, spał jak słodkie dziecko. Wstałam z łóżka, zabrałam z niego albumy i porozwalane zdjęcia, wzięłam jedno przedstawiające Sophie i Nialla, włożyłam je w ramkę i postawiłam na komodzie.
- Nigdy o tobie nie zapomnę, czuwaj nad nami. – szepnęłam.
Opuściłam pokój i skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i wróciłam do sypialni. Stanęłam w drzwiach i oparłam się o futrynę. Przyglądałam się śpiącemu Zaynowi, wyglądał tak bezbronnie, niewinnie, pięknie. Co teraz z nami będzie? Tego nie wie nikt. Ważne jest to że się pogodziliśmy, znów sobie ufamy, rozmawiamy, jesteśmy blisko siebie. Już nikogo więcej nie mogę stracić, to za bardzo boli. Teraz, musimy zacząć żyć, nie wiem jak, ale musimy. Wszyscy razem. Jeszcze kilka miesięcy temu Zayn Malik dla mnie był zwykłą nastoletnią gwiazdą, wiedziałam do jakiego zespołu należy, że ma mnóstwo fanów, że jest popularny na całym świecie. Dzisiaj Zayn Malik, to najważniejsza osoba w moim życiu. Osoba której nie chcę stracić po raz drugi.
- Kocham cie Zayn. – szepnęłam niesłyszalnie.
 













Hej, co u was? my osobiście umieramy, justin jest w polsce, a nas nie będzie na jego koncercie, macie podobnie, chciałyście jechać/jedziecie na jego koncert?
szczerze powiedziawszy to zaskoczyliście mnie, duża liczba komentarzy w krótkim czasie, więc proszę nowy rozdział: co o nim sądzicie? czy to koniec kłótni Zayna i Li? ich przyjaźń wróciła? czy to tylko cisza przed burzą? czy Molly powie Zaynowi co do niego czuje? czy on odwzajemnia jej uczucia?
liczę na dużą liczbę komentarzy, do końca zostało 4 rozdziały, nie zawiedźcie mnie, ;)
i zapraszam do przeczytania opisu naszego nowego bloga - life is a trap 
miłego popołudnia, xx 

piątek, 22 marca 2013

Rozdział 23

muzyka


Effy

- Nie płacz – szepnął do mnie Robert, który trzymał mnie za rękę,
25 kwietnia. Tę datę zapamiętamy już do końca. To właśnie dwa dni temu, Sophie popełniła samobójstwo. Dla każdego z nas to wielka tragedia. Nie wiem nawet jakimi słowami mam opisać to co teraz czuję. Pewna jestem tylko bezradności, bezsilności i cholernej złości i nienawiści do samej siebie. Gdybym nie olała mojej przyjaciółki to teraz przytulałabym się do niej, zamiast stała nad jej trumną. To jedno z najtrudniejszych i najsmutniejszych wydarzeń w moim życiu. Po moim policzku spłynęła kolejna fala łez. Jak mam teraz żyć? Jak mam się pozbierać? Nie wyobrażam sobie tego wszystkiego bez Sophie. Była moją najlepszą przyjaciółką, siostrą. Od zawsze na zawsze. Tak miało być. Nikt nie może uwierzyć, że ta idealna, uśmiechnięta i zawsze miła Soph nie żyje. Ciężko znoszę jakiekolwiek rozstania. Tęsknie już po dniu, tygodniu. Rozłąka na miesiąc to dla mnie męka. Ale co mam powiedzieć o osobie, której już nie ma? Z którą nigdy nie będę płakać, śmiać się, żartować, kłócić, z którą nie będę mogła pisać, rozmawiać przez telefon? Nie umiem sobie tego po prostu wyobrazić. Najgorsze jest to, że od środka, z każdą chwilą coraz bardziej zżera mnie poczucie winy. Wiele razy chciałam dowiedzieć się, co Sophie naprawdę jest. Zauważałam to, ale wszyscy mówili mi, że dramatyzuję, jak zawsze. Czułam, że coś jest nie tak i zamiast zmusić ją by coś powiedziała wolałam pieprzyć się z Harrym. Ale dlaczego sama nie zwróciła się z pomocą do mnie i Molly? W końcu byłyśmy przyjaciółkami. Mogłyśmy sobie ufać. Pomogłybyśmy jej. W mojej głowie krążyło tysiące myśli.
- Effy – wskazał dłonią Harry,
Stałam z moimi wszystkimi przyjaciółmi w jednej grupie. Z mojej lewej strony miałam Roberta, a z prawej – Harrego. Obok mnie stała też Molly. Powoli podchodziłam do wielkiej dziury. Stanęłam nad nią i poczułam na policzkach zimne łzy. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam się w dół. Leżała tam czarna, drewniana trumna. Nade mną stał ksiądz, a za nim najbliższa rodzina Sophie oraz nasi przyjaciele. Zza ramienia spostrzegłam Alexa z dziadkami Sophie. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co oni muszą teraz przeżywać .Niedaleko od nich stał ojciec Soph. Jej mama nie jest w stanie się na tyle pozbierać, by iść na pogrzeb własnej córki. Ich rodzina się rozpada, i to właśnie było głównym powodem śmierci mojej przyjaciółki.
- Boże – szepnęłam – Dlaczego to zrobiłaś? Miałaś mnie, Molly, Nialla. On cię kocha. Wszyscy cię kochamy. Nie wyobrażam sobie bez ciebie życia. Tęsknię za tobą. Za twoimi radami, za twoim śmiechem, za sposobem w jaki zarzucałaś włosami. Kocham cię i nigdy o tobie nie zapomnę – schyliłam się i na trumnę mojej przyjaciółki rzuciłam różę owiniętą w czarną koronkę.
Po tym jak pogrzeb się zakończył wraz z Molly udałyśmy się do moich rodziców i jej mamy, którzy razem stali na obrzeżach cmentarza.
- Jak się trzymasz kochanie? – przytuliła Molly jej mama,
- A jak mam się trzymać? – pociągnęła nosem brunetka – Jest ciężko…
- Taka tragedia – westchnęła moja mama,
- Aż trudno uwierzyć, że ta dziewczyna, która odkąd pamiętam przychodziła do nas na nocowania… jej już po prostu nie ma – dodał mój tata,
- Wracacie z nami? – zapytała się z troską moja mama,
- Nie, my, wszyscy przyjaciele Soph, musimy teraz być razem – odpowiedziałam,
Odeszłyśmy od naszych rodziców. Mijałyśmy rodzinę Lee. Jej ciotki, wujków, kuzynów i kuzynki. Znałyśmy ich wszystkich. Jednak najgorszym widokiem był widok płaczącego Alexa. Nie miałyśmy nawet siły by do niego podejść, bo same nie widziałybyśmy co powiedzieć.
- Źle wyglądasz – szepnęła do mnie moja przyjaciółka,
Byłam blada, niewyspana i głodna. Od dawna nic nie jadłam, a ostatnie dwie noce spędziłam płacząc w poduszkę. Moja cera była poszarzała, pod oczami miałam sińce, a policzki były mokre od łez.
- Nawet najgorszemu wrogowi nie życzę bycia na pogrzebie najlepszej przyjaciółki, która popełniła samobójstwo – powiedziałam cicho,
Doszłyśmy do reszty i całą grupą ruszyliśmy do małego baru – restauracji oddalonego od tego cmentarza jakieś 20 minut drogi. To tam chcieliśmy usiąść i powspominać naszą przyjaciółkę. To było jedno z jej ulubionych miejsc w Londynie. Molly, Niall, Harry, Zayn, Louis, Liam, Eleanor, Danielle, Darren, Amber, Robert, Kate, Melanie, Naomi, Jay i ja. Wszyscy przyjaciele Sophie. Dla każdego z nas to niewyobrażalnie trudny czas. Nie wiem jak to teraz będzie. Jestem w takim szoku i bólu, że nie umiem poczuć nic, nic sensownego. Szliśmy w ciszy. Każdy pewnie rozmyślał jak wspaniała była Sophie, co mógł zrobić by nie dopuścić do jej śmierci. To najgorsze uczucie na świecie. Gdy dotarliśmy do restauracji, zajęliśmy miejsca, w rogu przy oknie. Musieliśmy złączyć dwa duże stoliki. Siedziałam obok Roberta i Molly. Każdy zmówił coś niewielkiego do jedzenia.
- Ja poproszę tylko wodę – zwróciłam się do kelnerki,
- Zjedz coś – nakłaniał mnie Harry,
- Nie. Nie mam ochoty,
Chwilę później zapadła cisza. Przez brak jednej osoby atmosfera zmienia się diametralnie. Chciałam by ktoś coś powiedział, bo jeżeli ta cisza dłużej potrwa to zaraz znowu się rozpłaczę.
- Wiecie co jest najgorsze? – wyszeptał Niall – To, że jej się podobałem. Miałem szanse… a ja ją kochałem. Od samego początku, gdy Liam chciał się z nią spotykać. Tak bardzo ją kochałem. Każde powitanie było takie cudowne. Gdy mogłem się w nią wtulić, pocałować ją w policzek. Kochałem w niej wszystko. Uśmiech, oczy, włosy, styl bycia, głos. Powiedzcie mi, że to chory sen, ja chcę się już z niego obudzić – po policzkach Nialla zaczęły spływać łzy, chłopak schował głowę w dłonie i próbował się uspokoić głęboko oddychając,
- Dla każdego z nas to jest trudne – Molly złapała Irlandczyka za rękę,
- To wszystko moja wina! – wybuchłam płaczem
- Cicho… - Robert przytulił mnie i kołysząc próbował uspokoić,
Mój przyjaciel jest dla mnie teraz bardzo dobry. Taki o jakim marzyłam. Jest miły i opiekuńczy, troszczy się o mnie. Niestety szkoda, że w wyniku takich okoliczności.
- Słyszałam tamtą rozmowę. Czułam, że z Sophie coś nie tak. Miliony razy próbowałam z nią rozmawiać. Chciałam się dowiedzieć co z nią. Chciałam pomóc… ale za każdym razem ona mnie zwodziła a ja się poddawałam. Nie miałam pojęcia co się u niej dzieje. Nie miałam pojęcia, że nienawidzi samej siebie, że chce umrzeć, że jej rodzina się rozpada, że w jej domu panuje piekło. Jak zupełnie obca osoba. Przecież byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, zawsze i na zawsze razem. Ciągle to powtarzała. Dlaczego nic nie powiedziała? Dlaczego ja nic nie zrobiłam?
- Przestań się obwiniać – wyszeptała Molly – Nikt z nas nawet nie domyślał się, że dzieje się coś niedobrego,
- Nie zrobiłaś nic złego. Troszczyłaś się o nią do samego końca. To ona tak wybrała. Może ciężko było jej się otworzyć i zwierzyć z takich problemów. W środku nienawidziła siebie najbardziej na świecie. Myślicie, że to łatwe pogrążać się przy przyjaciołach? Pokazywać, że czuje się zerem, że jej życie się rozpada? Było jej trudno… ale najważniejsze, że już nie cierpi – westchnął Harry – Nie, sam nie wiem co mówię, po prostu próbuję ją zrozumieć,
Zamknęłam na chwilę oczy. Wszystko zwaliło się w jednym momencie. Dorastanie to najgorszy etap w życiu każdego. Wszyscy mamy wtedy swoje tragedie, czy te małe, czy ogromne. Jesteśmy jeszcze tacy słabi, krusi, nieodporni na ból, przeciwności losu. Wszystko się pieprzy. Chciałabym zniknąć, lub zasnąć i obudzić się, gdy już będzie dobrze. Chciałabym poukładać wszystkie moje sprawy, pogodzić się ze śmiercią Soph, przemyśleć co jest między mną i Robertem, a co między mną a Harrym, poukładać relacje z rodzicami, zasypiać i budzić się z pewnością, stabilnością. Po prostu niech te złe chwile znikną.
- Nie wierzę, że jej nie ma. To po prostu niemożliwe. To wszystko jest takie chore – przerwał ciszę Jay,
Tak naprawdę to każdy powtarzał to samo już od dwóch dni. Nikt nie wie, co powiedzieć, nikt nie wie, co dalej mamy robić. Nie wyobrażamy sobie tego wszystkiego bez niej. Nadal trudno nam w to uwierzyć. Jestem już zmęczona od łez, chwilami wydaje mi się, że to tylko wyobrażenie, zły sen, ale potem wzdycham i zdaję sobie sprawę, że to wszystko jest naprawdę, że muszę to przeżyć. Najgorsze, że ta historia jest prawdziwa, że musimy przejść przez to piekło.
- Pamiętam, że jeszcze jakiś czas temu tutaj byliśmy. Siedzieliśmy przy tamtym stoliku – wskazał palcem Niall – Ja jak zwykle nawijałem, ona tylko się uśmiechała, była jakaś nieobecna. Nie zwróciłem na to uwagi. Wydawało mi się, że to tylko zły humor. Nawet przez myśl mi nie przyszło, że po miesiącu będę siedział w tym samym miejscu, po jej pogrzebie,
- Wszyscy znają rozwiązanie gdy jest już za późno. Takie jest życie – powiedziała smutnym głosem Eleanor,
- Ona nie zasłużyła na taki los. Była taka dobra, to nie powinno jej spotkać – pokiwał głową Liam,
Jeszcze przez jakiś czas siedzieliśmy w tej beznadziejnej atmosferze, co jakiś czas, wtrącając coś o Sophie. Za oknem zrobiło się już ciemno. Padał deszcz. Pogoda pasowała do naszego nastroju. Na pogrzebie było wręcz na odwrót. Ciepło, słonecznie, bezchmurnie, wiał lekki wiatr. W taką pogodę każdy powinien nabierać chęci do życia, do zmian, a nie stać na cmentarzu i płakać nad losem osiemnastoletniej dziewczyny, która postanowiła zakończyć swoje życie.
- Chyba czas już się zbierać. Odprowadzę cię – zwrócił się do mnie Robert, kątem oka zwróciłam uwagę, że Harry cicho westchnął
Na szczęście przynajmniej dzisiaj odpuścili sobie kłótnie i głupie docinki.
- Może was podwiozę? Nie zmokniecie – zaproponował Styles,
- Poradzimy sobie – delikatnie uśmiechnął się Robert,
Żegnałam się z każdym po kolei. Przytulaliśmy się, dawaliśmy sobie buziaka w policzek. Każdy mówił mi, żebym się trzymała, że musimy przez to przejść. Cieszę się, że mam takich przyjaciół. Ostatnią osobą, z którą miałam się pożegnać był Harry,
- Jutro się spotkamy. Będę z tobą. Potrzebujesz wsparcia, zaufaj mi, chcę się tobą zaopiekować – powiedział mi na ucho, ja tylko przytuliłam go,
Wyszłam z Robertem na zewnątrz i od razu uderzyła mnie fala zimnego i wilgotnego powietrza. Miałam na sobie tylko koronkową, czarną sukienkę. Mój przyjaciel zdjął z siebie kurtkę i założył mi ją na ramiona.
- Dzięki – powiedziałam cicho,
Do mojego domu było dość daleko, ale taki spacer dobrze nam zrobi. Mimo tego, że jest cholernie zimno, leje jak z cebra. Przynajmniej teraz nie będzie widać łez. Już po kilku minutach byliśmy cali mokrzy. Moje usta zaczęły drżeć, ponieważ całkowicie przemokłam. Szliśmy w ciszy. To takie dziwne. Robert jest teraz dla mnie taki dobry, miły i opiekuńczy, zupełnie jak nie on. Na ulicach były pustki. Westchnęłam i zapytałam się mojego przyjaciela o coś, co dręczyło mnie przez ostatnie dni:
- Uważasz, że to co zrobiła to tchórzostwo czy odwaga? – spojrzałam mu prosto w oczy,
- Kochałem Sophie jak siostrę, mimo, że tego nie okazywałem. Jest mi bardzo ciężko, ale dla mnie to tchórzostwo. Poddała się. Powinna walczyć, walczyć do końca, bo jej problemy były do rozwiązania. Każde problemy są do rozwiązania. Trzeba tylko znaleźć sposób, a jeżeli to mało możliwe to naszą jedyną nadzieją jest czas. Przecież wszystko by się w końcu ułożyło….
- A według mnie postąpiła odważnie. Kto by pomyślał, że taka delikatna Sophie potrafiła tak bardzo się ranić, potrafiła się zabić. Nie każdy miałby na tyle odwagi. Większość z nas nie miałaby jej. Też chciałabym to wszystko cofnąć, chciałabym by się wtedy nie poddała, ale to co zrobiła było bardzo odważne. Postanowiła to zakończyć, zbyt długo była twarda, zbyt długo udawała. To wszystko się w niej kumulowało. Przestała zwracać jakąkolwiek uwagę na najważniejsze wartości, wiesz, przyjaźń, zaufanie, prawda. Nie była już sobą. W ogóle nie doceniała czegoś takiego jak życie, uważała, że jest tak beznadziejna, że jej życie nie jest nic warte. Podjęła ostateczną decyzję – pociągnęłam nosem – Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co czuła gdy stała na krawędzi i gdy wiedziała, że to już koniec, że to jej ostatnie sekundy. Gdy wszyscy chcieliśmy ją powstrzymać,
Robert złapał mnie w pasie i mocno przytulił. Staliśmy na środku ulicy, cali mokrzy. Dlaczego to wszystko musiało tak się potoczyć? To niesprawiedliwe. Nie wyobrażam sobie teraz nic. Wszystko po prostu straciło sens.
- Ona nie chciałaby, żebyś płakała – pocałował mnie w mokre włosy,
- Obiecaj mi, że ty mnie nigdy nie zostawisz – wtuliłam się w niego mocniej,
- Obiecuję. Będę zawsze – uśmiechnął się – Tak jak Molly i reszta,
- Sophie też miała być na zawsze – westchnęłam,
- Razem damy radę – złapał mnie za rękę i ruszyliśmy dalej,
Tę część drogi szliśmy już w zupełnej ciszy. Oboje byliśmy pogrążeni we własnych myślach. Słychać było tylko nasze kroki, ciężkie oddechy i chlust kropel deszczu. Po tak okropnym dniu to działało nawet kojąco. Niech to wszystko minie. Niech coś zacznie wychodzić, niech wszystko się ułoży. Po prostu niech już będzie dobrze.






co sądzicie o zachowaniu Roberta? czy pomiędzy nim a Effy, przez zmianę jego zachowania? a co z Harrym? piszcie w komentarzach co sądzicie o rozdziale? do końca bloga zostało jeszcze 5 rozdziałów. chcemy go zakończyć z jak największą liczbą obserwowanych, więc jeśli jeszcze nas nie obserwujecie - zróbcie to.
przypominamy, o nowym opowiadaniu z przygodami Alexis oraz Amandy - life is a trap

wtorek, 19 marca 2013

Rozdział 22

muzyka

Sophie


Ten sam dzień

Zmęczona, zła, smutna, rozerwana, bezsilna, niepotrzebna, bezużyteczna tak właśnie się czuję.  Moja chęć do życia, do chodzenia do szkoły, spotykania się z przyjaciółmi, śmiania, imprezowania, rozmawiania rozpłynęła się gdzieś bezpowrotnie. Leżąc na łóżku patrzyłam w sufit, nie rozmyślałam, w głowie miałam zupełną pustkę. Spędziłam w takiej pozycji godzinę, może więcej, nie mam ochoty wstać, ubrać się, umalować i wyjść do ludzi z tym sztucznym uśmiechem. Nie chcę już nikogo okłamywać, ale nie potrafię inaczej. Podniosłam się i siadając z podkulonymi nogami oparłam się o ścianę. Kiedy po raz kolejny miałam się rozpłakać, użalać nad sensem własnego życia, usłyszałam dźwięk mojego iPhona. 
Impreza u mnie, dzisiaj. 20 <3 
Wiadomość była od Molly, chciałam odpisać, że nie mogę, nie chcę ale coś mnie powstrzymało, coś co kazało mi tam iść i przestać oszukiwać albo iść i spędzić ostatnie chwile z moimi przyjaciółmi bo decyzje tak naprawdę podjęłam już dawno. Po cichu wyszłam z mojego pokoju i skierowałam się do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro. Nienawidziłam tego odbicia, gardziłam nim, chciałam żeby znikło. Wpatrując się w lustrzane odbicie usłyszałam rozmowę moich rodziców, podeszłam do drzwi. 
- Zajmij się dziećmi, Cornelia. 
- Nie będziesz mi mówił co mam robić, Greg. 
- Zabiorę ci je, słyszysz. 
- Nawet o tym nie myśl, one nie będą chciały z tobą iść. 
- Nie one o tym decydują tylko sąd. 
- Nie możesz mi ich zabrać. – mówiła, płacząc moja mama. 
- Mogę. Jesteś taka beznadziejna, spójrz na siebie, wyglądasz jak spod mostu. Mały, bezużyteczny śmieć, jesteś nikim, Cornelia, dla nikogo się nie liczysz. – słysząc słowa mojego taty przypomnieli mi się od razu Molly i Zayn, w ten sama sposób Malik odnosił się do mojej przyjaciółki, ale ona była zupełni inna niż moja mama, była silna, pewna siebie i odważna. Chociaż skoro kogoś takiego jak Li to tak bardzo bolało, moja mam w tej chwili musiała umierać. Mam tylko nadzieję, że Harry nie jest taki i nie potraktuje Effy w taki sposób, nie mogę zostawić jej bez wsparcia. Przywarłam plecami do drzwi i ześlizgnęłam się po nich na dół unosząc się płaczem. Oddychałam powali by nie zadławić się własnymi łzami. Muszę się stąd wydostać – ta jedna myśl przeleciała mi przez głowę. W szybkim tempie umalowałam się, uczesałam i ubrałam w przyszykowane ubrania. Wbiegłam do mojego pokoju wzięłam torbę i małą karteczkę na której napisałam.
Przepraszam cię Alex, najwidoczniej tak musiało być. Będę nad tobą czuwać. Kocham cię najmocniej na świecie. – Sophie.  
Zostawiłam ją w pokoju mojego brata i wybiegłam z domu mijając przy tym rodziców. Biegłam przez chwilę aż znalazłam się w parku do którego ostatnio poszłam z Niallem. Tak trudno będzie mi się z nim rozstać nie zdążyliśmy nawet… Po moim policzku zaczęły spływać łzy. …. W sumie to nic nie zdążyliśmy, dobrze się poznać, zaufać sobie bezgranicznie, zakochać, być razem. Zawsze myślałam, że moja rodzina jest idealna, porządna, kochająca się, wspierająca i spędzająca razem czas, myślałam, że zależy nam na sobie. Pozory mylą, to idealne stwierdzenie. Podniosłam się z ławki i zaczęłam iść w kierunku wieżowca mojej przyjaciółki. Kiedy byłam już w pobliży poczułam wibracje w tylnej kieszeni spodni, wyjęłam telefon i na wyświetlaczu zobaczyłam uśmiechniętą twarz Horana. 
- Halo? 
- Hej Sophie, wybierasz się może do Molly?
- Tak, jestem właśnie pod wieżowcem. 
- Serio? My też, nie widzę cię. 
- Niall. 
- Tak? 
- Odwróć się. 
Rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni. Po chwili przede mną stanął uśmiechnięty blondyn, jego oczy aż iskrzyły z podniecenia. 
- Idziemy? – zapytał kiedy przytulał mnie na przywitanie. Chciałabym żeby ta chwila trwała wiecznie, wiem że w jego ramionach mogę czuć się bezpieczna, że mogę mu ufać. Robi to z taką czułością, że czasami myślę, że może jednak coś do mnie czuję, że dla niego jestem kimś więcej niż tylko przyjaciółką, ale po chwili wracam do rzeczywistości i wiem, że jest zupełnie inaczej. Kiwnęłam potwierdzająco głową i poszłam za moim przyjacielem w głąb budynku gdzie przy windzie stali chłopcy z One Direction i elita. Po paru minutach byliśmy już na górze, Louis zadzwonił dzwonkiem. Drzwi otworzyła uśmiechnięta Molly. Moja przyjaciółka musiała już zapomnieć o Jake’u lub tak jak ja dobrze udawała. Domówka u mojej przyjaciółki wyglądała tak jak zwykle, dobra zabawa, dużo śmiechu i alkohol upijający wszystkich gości. Jednak ja nie potrafiłam się bawić, nie tym razem, uśmiechałam się, udawałam że wszystko jest w porządku, nie chciałam zbędnych pytań bo nie chciałam ich okłamywać, a nie mogę i nie potrafię powiedzieć im prawdy, nie dzisiaj kiedy podjęłam już ostateczną decyzję. Zauważyłam  Nialla zmierzającego w moją stronę więc szybko pokazałam na drzwi balkonowe i tam właśnie się udałam. 
- Sophie, weź się w garść, nie dzisiaj, już zdecydowałaś. – mówiłam sama do siebie stojąc na balkonie. Oddychałam powoli i głęboko, robiłam wszystko żeby się nie rozpłakać. 
- Soph, wszystko okej?- zapytał z troską w głosie Horan. 
- Tak, chciałam się tylko przewietrzyć. – odpowiedziałam. 
- Okej, to chodźmy potańczyć. – chłopak złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć na środek salonu który służył za parkiet. Chwilę protestowałam lecz pod naciskiem spojrzenia Nialla, tych błękitnych tęczówek przyglądających mi się czulę, poddałam się. Szczerze powiedziawszy rozluźniłam się, na początku  tańczyłam tylko z blondynem lecz zaraz dołączyły do nas dziewczyny. Śmialiśmy i wygłupialiśmy, w końcu razem z moimi przyjaciółkami usiadłyśmy na kanapie. Nie słuchałam co mówią dziewczyny, byłam pogrążona w swoich myślach. Przez chwilę było dobrze, przez chwilę byłam tą dawną Sophie bez problemów, które teraz ciągle się namnażają. Ocknęłam się dopiero kiedy Effy zaczęło machać mi ręką przed twarzą i mówić podniesionym głosem. 
-  Sophie, co z tobą, ty mnie w ogóle słuchasz? 
- Tak, to znaczy nie, co mówiłaś. – odparłam zdezorientowana.
- Pytam co się z tobą dzieje, jesteś jakaś nieobecna, przestraszona. Wszystko w porządku?- dopytywała szatynka. 
- Tak, nie wiem o co ci chodzi. – odparłam zdenerwowana i odeszłam od nich. Skierowałam się w stronę łazienki, zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na wannie. Oddychałam powoli. 
- Uspokój się. – powtarzałam sobie po cichu. 
Kiedy w pewnym stopniu już się opanowałam usłyszałam pukanie do drzwi. 
- Sophie wszystko w porządku? – dopytywał zmartwiony Niall. 
Nic nie odpowiedziałam tylko otworzyłam przed nim drzwi. Opadłam na podłogę opierając się o wannę i zakryłam twarz dłońmi, chłopak usiadł obok mnie. 
- Soph, co się dzieje? – pytał swoim melodyjnym głosem. Pociągnęłam nosem gdyż łzy spływały po moich policzkach, nic nie odpowiedziałam. Po krótkiej chwili dodałam. 
- Po prostu bądź przy mnie. 
- Dobrze. 
Horan przyciągnął mnie do siebie i przytulił do swojej piersi. Czułam się bezpiecznie w jego ramionach. Przymknęłam powieki a on pocałował mnie delikatnie w czoło. 
- Zaśpiewaj mi coś. – poprosiłam. 
Chłopak wziął głęboki wdech i zaczął śpiewać tak dobrze znaną mi piosenkę. 
Twoja dłoń pasuje do mojej, jakby została stworzona tylko dla mnie
Zatrzymał się i już po chwili śpiewał inny wers „Little things”. 
Nigdy nie będziesz kochać siebie, choć w połowie tak mocno jak ja kocham ciebie
Nigdy nie będziesz traktować siebie odpowiednio, kochanie
Ale chcę, by tak było
Jeśli pokażę ci, że jestem tu dla ciebie
Może pokochasz siebie, tak jak ja kocham ciebie. 
- Przepraszam, nie powinienem. – wyszeptał i jak gdyby nigdy nic wstał i wyszedł. Patrzyłam przez chwilę zszokowana na zamknięte drzwi od łazienki. Miałam rację, nic dla niego nie znaczę. On mnie nie uratuje, nie pokaże mi jak żyć, nie pomoże. Teraz jestem pewna swojej decyzji. Jestem beznadziejna. Po moich policzkach po raz kolejny spływały łzy. Krzyknęłam na cały głos by dać upust emocjom, wiedziałam że nikt mnie nie usłyszy, muzyka zagłuszała każdy inny dźwięk. Wybuchłam histerycznym płaczem. Nie potrafiłam się uspokoić. Wstałam szybko, przetarłam policzki na których były słone łzy i rozmazany tusz, spojrzałam w lustro. Podpuchnięte i zaczerwienione oczy, rozmazany makijaż, rozczochrane włosy, trzęsące się dłonie. Moje odbicie było straszne nie chciałam na nie patrzeć. Wyszłam z łazienki. Przechodząc niezauważalnie przez salon zatrzymałam się na chwilę by przyjrzeć się Effy. Moja przyjaciółka stała w towarzystwie Harrego, rozmawiali, śmiali się. Styles patrzył na nią z uczuciem, troską, miłością której ona tak bardzo potrzebuje. Chcę żeby byli razem długo i szczęśliwie. Tworzyliby idealny związek, nie rozumiem tego, co z nimi jest nie tak przecież są dla siebie stworzeni. Powinni być ze sobą już na zawsze. Powinni zasypiać i budzić się razem, jeść śniadania, odprowadzać dzieci do przedszkola, spędzać ze sobą każdą wolną chwilę, cieszyć się życiem, troszczyć się o siebie, a później zestarzeć się razem, by inni mogli powiedzieć, że byli ze sobą do końca. Spojrzałam jeszcze raz na nich i odeszłam. Przy drzwiach spotkałam jak zwykle kłócących się Zayna i Molly. Nie chcę żeby Malik tak ją traktował, Li nie zasługuję na to, może nie zawsze zachowuje się w porządku co do innych, jest uparta i porywcza, ale to nie znaczy że Mulat musi traktować ją jak szmatę. Przecież każdy wie, że ją kocha a ona jego, po co oni komplikują sobie życie. Niech wreszcie przejrzą na oczy i zrozumieją jak bardzo są dla siebie ważni. 
- Tak, a jak twój związek? – usłyszałam kawałek ich rozmowy. 
- A jak myślisz? –  odparł zdenerwowany Malik i uderzył pięścią w ścianę, zaraz obok  głowy mojej przyjaciółki, ona przymknęłam oczy bojąc się. Mulat to zauważył. Wzdrygnęłam się bojąc się, że Zayn zrobi krzywdę Molly, lecz po chwili on dodał. 
 – Nie uderzę cię, nie jestem taki. – spojrzał na nią tymi swoimi czekoladowymi oczami, nie widziałam w nich złości, tylko zmęczenie i współczucie. 
– Ale, jesteś najgorszym co mnie w życiu spotkało. – dodał a w oczach Li pojawiły się łzy, nie chciałam na to patrzeć. Odwróciłam się i podążyłam w miejsce gdzie to wszystko miało się już skończyć. 

***

Stoję na dachu wieżowca, na krawędzi, patrzę w dół i wiem, że chcę to zrobić. Podjęłam decyzję, teraz jest to jedyna rzecz której pragnę. Skoczyć i zapomnieć o wszystkim, o problemach, przeciwnościach, kłamstwach, złamanym sercu. Dzisiaj z tym skończę, nie jest mi źle, jestem zadowolona że odważyłam się na taką decyzję, może jedni pomyślą, że byłam jakaś nienormalna, szalona, psychiczna, nie, ja tego po prostu chcę. Jestem ciekawa czy ktoś będzie o mnie pamiętał, czy będą przychodzić na mój grób co niedzielę i zostawiać tam jedną czerwoną róże, mam nadzieje że w ich pamięci będę żyła wiecznie, bo ja nigdy ich nie zapomnę nawet kiedy będę tam daleko. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, otarłam ja wierzchem dłoni i w tym samym momencie usłyszałam za sobą głos Nialla. 
- Sophie, co ty robisz? – krzyknął przerażony blondyn. Zaraz za nim na dach wbiegli wszyscy nasi znajomi. Spojrzałam na Horana i przytknęłam palca do ust prosząc go by już nic nie mówił. 
- Proszę cię nie rób tego. Proszę. – błagał, płacząc przy tym mój przyjaciel. 
- Chcę to zrobić. 
- Dlaczego?- dopytywał. 
- Mam już dość ciągłego okłamywania was, dość problemów, ten świat już mnie nie potrzebuje, nie chcę tu być, mogę odejść. 
- Nie!- wykrzyczał, unosząc się płaczem. – Przecież śmierć nie może być rozwiązaniem problemów. Masz nas pomożemy ci, masz mnie. Sophie proszę cię nie rób tego. – wyciągnął rękę w moją stronę. – Chodź do mnie. Słyszysz. Sophie. – krzyczał, pierwszy raz widziałam żeby podnosił głos, był zdenerwowany i przestraszony. Pokiwałam przecząco głową. – Uważasz, że śmierć jest rozwiązaniem, nie, to głupota, największa głupota. Zabijając się zranisz tyle osób mnie, Molly, Effy, chłopków, rodziców, Alex’a. Sophie proszę cię cofnij się. – brał mnie na litość ale ja już podjęłam decyzję. Podeszłam bliżej krawędzi dachu. 
- Proszę! Błagam. – krzyczał, a jego krzyk roznosił się echem. 
Odwróciłam się by ostatni raz spojrzeć w jego błękitne oczy, by ostatni raz w nich zatonąć. Spojrzałam w dół, nachyliłam się. 
- Nie!- przeraźliwy krzyk Nialla. 
Skoczyłam. 

***

- Kocham cię, Sophie. – szepnął Niall. 



















to był już ostatni rozdział z perspektywy Sophie, pewnie się tego nie spodziewaliście, co? nie myślcie, że uśmierciłyśmy jedną z głównych bohaterek ze względu na to, że większość z was jej nie lubiła, nie, po prostu tak musiało być, dopiero w tak tragicznej sytuacji Niall odważył się powiedzieć te niby banalne słowa - kocham cię, jak waszym zdaniem Horan poradzi sobie z tym co się stało? czy Molly i Effy zamkną się w sobie po utracie przyjaciółki? jak będzie wyglądało ich życie?

+ zachęcamy do komentowania i wyrażania opinii. chciałybyśmy zakończyć tego bloga z jak największą liczbą obserwatorów, więc jeśli jeszcze nas nie obserwujecie - zróbcie to, pokażcie znajomym itp. :)
a tutaj możecie przeczytać opis i zobaczyć zwiastun naszego następnego bloga -  http://life-is-a-trap.blogspot.com/p/opis.html

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 21

muzyka


Molly





Czy ze mną naprawdę jest coś nie tak? Jestem, aż tak beznadziejna? Wszyscy po kolei zaczynają mnie opuszczać. Za jakiś czas zostanę zupełnie sama, nie chcę tego, boję się. Siedząc przed telewizorem rozmyślałam nad moim życiem, od poznania One Direction wszystko zaczęło się zmieniać, wszystko zaczęło się psuć. Kocham chłopaków bardzo mocno, ale może lepiej by było gdyby nigdy nie pojawili się w naszym życiu, gdyby Zayn nie pojawił się w moim. Tak naprawdę sama nie wiem czy go nienawidzę czy jest odwrotnie. Zranił mnie, skrzywdził, upokorzył, wyśmiał ale dalej jakaś część mnie go pragnie. Jest taki nonszalancki, chamski, pewny siebie, zawsze musi postawić na swoim, pomiata innymi, wie po co tu jest i co ma robić, uważa siebie za kogoś lepszego, uważa, że jest ponad wszystkimi, jest podobny do mnie. To on jest ciągle w mojej głowie, nie Jake, nawet kiedy się z nim całowałam, przytulałam, kochałam, w głowie miałam Malika. Jego czekoladowe tęczówki, czarne, postawione włosy i kilkudniowy zarost, którego tak nienawidzę. Jego sylwetkę, tatuaże i ten specyficzny uśmiech. Po porostu jego. To jest złe, straszne, niszczy mnie. Umieram przez to. Chcę o nim zapomnieć, o jego pocałunkach, jego dłoniach na moim ciele, chcę ale nie potrafię.  
- Co jest kochanie? – zapytała moja mama siadając obok mnie na kanapie.
- Mamo, czy ja jestem naprawdę tak beznadziejna, bezużyteczna, nikomu nie potrzebna? – moja mama spojrzała na mnie nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- Ależ oczywiście, że nie Molly. – zaczęła bawić się moimi rozpuszczonymi włosami. – Jesteś cudowną osobą, wszyscy cię kochają i uwielbiają spędzać z tobą czas, pomagasz im stawiać czoła problemom, dajesz cenne rady, dlaczego miałabyś być nic niewarta dla nich? – spuściłam wzrok. – Co się stało, Li?- kontynuowała moja mama.
- Ja i Jake… - głos mi się załamał. - … nie jesteśmy już razem.
- Ale jak to? – dopytywała.
- Zayn, to on wszystko niszczy, niszczy mnie. To wszystko jego winna. Nienawidzę go.
- Nie obwiniaj go za popełnione błędy, za źle wybrane związki i niepowodzenia. Nie mów, że go nienawidzisz, kochając go.
- Nie kocham go. – krzyknęłam.
- Kłamstwo jest złe, a jeszcze gorsze gdy okłamujemy samych siebie. – przytuliła mnie.
Leżałam chwilę na jej piersi nic nie mówiąc, może miała rację. Czułam się jak małe dziecko, jak bachor któremu zabrali zabawkę a on nie potrafi sam jej odzyskać, czułam się beznadziejnie i bezsilnie. Czułam się nikim.
- Weź się w garść, Molly. – usłyszałam słowa mojej mamy. Podniosłam się by spojrzeć na nią.
- Nie po to kreowałaś swoją osobę, jako tą wredną, pewną siebie, odważną, niczego się nie bojącą, by teraz chować się pod kocem przed całym światem. Jesteś Molly Parker, więc pokaż na co cię stać i zacznij żyć. – wstała i opuściła salon. Moja mama miała rację, w stu procentach, dała mi motywację. Jestem Molly Parker, nie jakaś tam zwykła dziewczyna. Nie po to się urodziłam by teraz umierać. Chcę żyć, bawić się. Poszłam do kuchni za moją mamą.
- Mamo, mogę zrobić imprezę u nas?
- Możesz…- powiedziała po chwili namysłu.- …i tak wychodzę do Lucy.
- Kocham cię mamo.
- Ja ciebie też, Molly – wzięła swój płaszcz i skierowała się w stronę drzwi.
- Tylko bez głupstw – dodała zamykając drzwi, posłałam jej szczery uśmiech. Wzięłam iPhona do ręki i napisałam na dotykowej klawiaturze:
Impreza u mnie, dzisiaj. 20 <3
Wysłałam to do moich znajomych ze szkoły, dziewczyn i członków 1D, nie zaprosiłam tylko Jake’a i Zayna. Zaczęłam ogarniać apartament, kiedy usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam na niego i zauważyłam na wyświetlaczu zdjęcie Effy.
- Hej, pomóc ci? – zapytała moja przyjaciółka.
- Jakbyś mogła.
- Kupię po drodze alkohol.  
- Ok, to czekam. – rozłączyłam się.
Gdy moje mieszkanie było już posprzątane pojawiła się moja przyjaciółka. Weszła do środka i położyła zakupy na blacie w kuchni.
- Wszystko w porządku? – zapytała, patrząc na mnie z troską.
- W jak najlepszym.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie i zaczęłyśmy rozkładać alkohol i przekąski na stole w salonie. Wsypywałyśmy chipsy do misek, rozkładałyśmy szklanki i ustawiałyśmy wszystkie rodzaje alkoholu. Od piwa, po drinki, wódkę aż do whisky. Kiedy wszystko było już gotowe zostało nam tylko uszykować siebie. Zdjęłyśmy ciuchy, które w tym momencie miałyśmy na sobie, włączyłam wieżę, z której wydobywały się dźwięki muzyki, tańczyłyśmy chwilę do niej, wygłupiając  się, po czym poszłyśmy do łazienki. Eff wzięła do ręki eyeliner z szuflady i zaczęła się malować, po chwili podała go mi bym również mogła podkreślić oczy. Musnęłyśmy nasze policzki różem, rzęsy tuszem a włosy zostawiłyśmy naturalne. Założyłam krótkie białe spodenki, fioletowy gorset i ciemną dżinsówke, a Effy dżinsowe szorty i białą koszulkę z pacyfką. Opuściłyśmy pomieszczenie i usiadłyśmy w salonie czekając na gości. Moja przyjaciółka przyjrzała mi się uważnie.
- I co teraz? – zapytała.
- Co masz na myśli?
- Co z Jakiem, z Zaynem? Co teraz Molly?
- Nic, Jake’a nie ma, zostawił mnie, to już koniec, miał prawo, a Zayn, przecież w jego oczach jestem zwykło szmatą.
- Przecież wiesz, że to nie prawda.
- Nie okłamuj mnie dla mojego dobra, wiesz że tego nie lubię.
- Nie kłamię.
- Lepiej powiedz mi co się dzieję między tobą a Harrym.
- Nic, nie wiem o czym mówisz.
Kiedy miałam już coś powiedzieć, przerwał nam dzwonek do drzwi. Wstałam z kanapy i skierowałam się w stronę wejścia. Jak się okazało wszyscy przyszli razem na czas, elita, chłopcy z 1D, Sophie. Impreza zaczęła się rozkręcać, wszyscy dobrze się bawili, pili alkohol, tańczyli, była miła atmosfera. Usiadłam zmęczona na kanapie razem z moimi przyjaciółkami. Patrzyłam prosto przed siebie, gdzie na wysokości mojego wzroku znalazł się Louis i Harry, którzy śmiesznie poruszali się w rytm muzyki. Po chwili dołączyli do nich Darren i Jay i w czwórkę wygłupiali się. To dobrze, że w końcu udało im się znaleźć wspólny język, w końcu połączyła się elita i One Direction. Z rozmyśleń nad tworzącymi się tutaj znajomościami wyrwał mnie głos Effy.
- Sophie, co z tobą, ty mnie w ogóle słuchasz? – szatynka zwracała się do przyjaciółki.
- Tak, to znaczy nie, co mówiłaś.
- Pytałam co się z tobą dzieję, jesteś jakaś nieobecna, przestraszona. Wszystko w porządku?
- Tak, nie wiem o co ci chodzi. – odparła zdenerwowana blondynka i odeszła od nas.
- Dziwne, ona nigdy się tak nie zachowuję. – powiedziałam.
- Wiem, chyba ma jakieś problemy w domu.
- Co? – zaśmiałam się. – Sophie ma problemy w domu, w tym jej idealnym domu, ta grzeczna Sophie, to niemożliwe. – skwitowałam.
- Może masz rację. – dodała bez przekonania Effy. – Ale czuję, że coś jest nie tak.
- Nie przesadzaj Eff, może ma okres, nie dramatyzuj. – zaśmiałyśmy się i wstałyśmy udając się do naszych przyjaciół. Zatrzymałam się na chwilę gdy przez głowę przeleciała mi myśl „a może Sophie coś się stało, może naprawdę coś jest nie tak”.
- Molly co z tobą, idziesz? – przywróciła mnie do rzeczywistości Effy. Kiwnęłam potwierdzająco głową.
- Nie, nic jej nie jest. - powiedziałam sama do siebie.
Kiedy podeszłam do znajomych, oni byli w trakcie rozmowy.
- No, on dalej ma podbite oko. – śmiał się Louis.
- O czym rozmawiacie? – zapytałam.
- O bójce twoich byłych chłopaków. – powiedział, śmiejąc się Harry.
- Zayn nie był moim chłopakiem. – zmroziłam go wzrokiem.
- Wiesz, myślałem, no bo skoro wy już się, no wiesz…
- Spierdalaj Styles. – przerwałam mu i odwróciłam się napięcie.
- Brawo, brawo Harry. – słyszałam za sobą głos Effy.
Chciałam na chwilę wyjść z apartamentu by ochłonąć, oderwać się na chwilę od nich wszystkich. Kiedy otworzyłam drzwi, zdziwiłam się, stał za nimi Zayn, który trzymał rękę jakby miał zaraz zapukać. Gdy mnie zobaczył opuścił ją i cofnął się o krok. Staliśmy chwilę w ciszy patrząc się na siebie.
- Czego chcesz? – w końcu wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
- Zawsze musisz byś taka nie miła?
- A ty zawsze musisz zachowywać się jak prostak?
- Bardzo śmieszne, Molly, naprawdę, nie wyszło ci.
- To nie miało być śmieszne.
- Nie zaprosiłaś mnie.
- To czego tu szukasz? – spojrzałam na niego. – A dziwisz się? Przez ciebie rozpadł się mój związek, czego ty jeszcze ode mnie chcesz?
Malik nie odpowiedział nic, tylko przycisnął mnie do ściany.
- Nie przeze mnie, tylko przez ciebie, skarbie. – powiedział patrząc na mnie z góry.
- Tak, a jak twój związek? – uśmiechnęłam się cwano.
- A jak myślisz? – uderzył pięścią w ścianę, zaraz obok mojej głowy, przymknęłam oczy bojąc się. Mulat to zauważył. – Nie uderzę cię, nie jestem taki. – spojrzał na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami, nie widziałam w nich złości, tylko zmęczenie i współczucie. – Ale, jesteś najgorszym co mnie w życiu spotkało. – dodał.
Słysząc jego słowa w moich oczach pojawiły się łzy. Malik zauważył je.
- Ej, Li, co jest? – dotknął mojego policzka. Nie protestowałam, zamknęłam powieki z pod których wypłynęły łzy, Zayn wytarł je swoimi dłońmi. Patrzył na mnie, tymi oczami w których było ciepło, troska, miłość, obawa. Chciałam go pocałować, złączyć nasze usta w jedną nierozerwalną całość, ale nie mogłam. Mulat zaczął zbliżać swoją twarz do mojej, odepchnęłam go.
- Co ty kurwa robisz?
- Ja? – krzyknęłam i znowu się zaczęło. – To ty mnie wyzywasz, mówisz, że jestem czymś najgorszym co cię w życiu spotkało a teraz chcesz mnie pocałować? Zastanów się czego chcesz?
- To ty raczej zastanów się czego chcesz! Niby mnie nienawidzisz a moje słowa sprawiają ci ból, płaczesz. Zastanów się czy mnie nienawidzisz czy kochasz.
- Nienawidzę cię!
- Zniszczyłaś już życie nie tylko mi ale i temu twojemu chłoptasiowi.
- Spierdalaj skurwysynie.
Chłopak słysząc te słowa złapał mnie za ramiona i zaczął nimi potrząsać. Staliśmy w przedpokoju do którego po chwili zbiegli się wszyscy uczestnicy imprezy.
- Boże dziewczyno, zrozum że dla nikogo się nie liczysz, proszę daj sobie spokój i przestań odstawiać te sceny.
- Kurwa, to ty przychodzisz do mnie i odstawiasz cyrk. Po cholerę tu przyszedłeś? Nie zapraszałam cię.
- Jesteś zwykłą dziwką.
- Szmaciarz.
- Zwykłe gówno, jesteś nikim.
- Pierdolony dziwkarz. Myślisz, że jak jesteś gwiazdą to możesz wszystko? Otóż, nie, jestem warta dużo więcej niż ty, jestem świadoma swojej wartości, jestem kimś. Sława nie robi z ciebie prawdziwego człowieka.
- A z ciebie, cycki, dupa i lista zaliczonych kolesi.
- Cholera jasna przestańcie się kłócić, gdzie jest Sophie? – wykrzyczał przerażony Niall.
Rozejrzałam się dookoła szukając mojej przyjaciółki, natrafiłam tylko na zdezorientowane miny gości i przerażenie na twarzy Effy.
- Gdzie jest Sophie? – szepnęłam.






co sądzicie o kłótni Molly i Zayna? przesadzają? waszym zdaniem oni nienawidzą się czy jest zupełnie odwrotnie? zależy im na sobie? jeśli chcecie to możecie zadawać pytania bohaterom, które będą mile widziane. zbliżamy się powoli do końca, więc zapraszamy na zwiastun naszego bloga http://life-is-a-trap.blogspot.com/p/opis.html jeśli jeszcze nas nie zaobserwowałeś, na co czekasz, namawiam was do komentowania gdyż dzięki temu rozdziały będą pojawiać się szybciej na co chyba liczycie, xx 

wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 20





Effy


Znowu to samo. Klub, impreza, alkohol. Czasem mam już tego dość. Jednak dzisiejszy wieczór nie jest taki zły. Molly trzyma się coraz lepiej. Sophie jest jakaś zamyślona, ale ona sama nie chcę nic powiedzieć. Trochę się martwię, bo czuję, że coś się dzieje, ale ufam jej i wiem, że jeśli coś złego się stanie to ma nas. Harry i ja cały dzisiejszy wieczór ze sobą rozmawiamy, śmiejemy się. Jest miło. Robimy rzeczy, których chyba nie powinni robić przyjaciele, ale dzisiaj to pieprzę. Mam dobry humor, wypiłam kilka drinków i chcę się zabawić. Flirtujemy ze sobą, zbyt często patrzymy sobie prosto w oczy, tańczmy, żartujemy.
- Wróćmy do stolika – powiedziałam mu do ucha, gdy poruszaliśmy się w rytm muzyki na parkiecie,
- Jak sobie pani życzy,
Usiadłam między nim a Molly. Rozmawiałam z nią, Stylesem, Niallem, Louisem i Danielle. Jednym okiem zerknęłam na mojego przyjaciela. Chciałabym go pocałować i przytulić się do niego. Naprawdę chciałabym. Zagryzłam dolną wargę. Muszę przestać o nim myśleć, tak nie można. Jednak z drugiej strony ciągnie mnie do niego. To wszystko jest skomplikowane. Nie chcę z nim być, nie powinnam, nie chcę nic do niego czuć. Ale najgorsze jest to, że mimo tego, że nie chcemy to i tak robimy na odwrót. Czujemy na odwrót. Tak nie powinno być.
- Effy? – zwrócił się do mnie Niall,
- Tak?
- Słuchasz nas? – zapytał się Harry,
- Tak, tylko się zamyśliłam,
- Pójdę po drinki – uśmiechnął się do mnie,
- Może lepiej nie – złapała go za ramię Danielle,
Harry dużo dzisiaj wypił. Nie lubię go takiego. Jest wtedy zbyt pewny. Mówi za dużo rzeczy. Dzisiejszego wieczoru, wyjątkowo mi to nie przeszkadza. Jest słodki nawet jeśli jest pijany. Ma roztrzepane włosy, lekko rozpiętą i wymiętoloną koszulę. Do tego tak pociągająco się uśmiecha i na mnie patrzy. Nie, Effy, przestań – pomyślałam. Tylko co jeśli ja nie mogę przestać? Po chwili Styles wrócił z naszymi napojami. W tym samym czasie Niall chciał zatańczyć z Sophie, jednak ta, mu odmówiła, pod pretekstem, że trochę boli ją głowa. Wtedy Molly wyciągnęła Nialla na parkiet i tylko z niezadowoleniem pokiwała głową w stronę Soph. Kilka minut później ja i Harry usłyszeliśmy piosenkę, którą oboje lubimy. Automatycznie spojrzeliśmy się na siebie. Chłopak wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja uśmiechnęłam się do niego i złapałam go za rękę. Poszliśmy na parkiet. Przez te kilka minut niczym się nie przejmowałam, byłam uśmiechnięta i po prostu tańczyłam. Obok mnie była też Li z Niallem, którzy chyba też dobrze się bawili.
- Jesteś taka ładna – złapał mnie za policzek Harry,
- A ty taki pijany – odpowiedziałam,
- To nie zmienia faktu, że jesteś ładna. A poza tym, i kto to mówi, ty też jesteś – zaśmiał się,
- Nie! – zaprotestowałam,
- Tak – powiedział i zachwiał się,
Złapałam go w odpowiednim momencie. Gdyby nie to, już dawno leżałby na podłodze. Wyglądało to mniej więcej tak, jakbyśmy się przytulali. Po chwili odsunęłam się i wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Niall chyba też to widział, bo pokazywał na nas palcem i się śmiał. Za to Harry? Harry jak gdyby nigdy nic zaczął kręcić się dookoła i wykonywać naprawdę dziwne ruchy.
- Harry – dotknęłam jego ramienia – jeszcze się porzygasz,
- Spokojnie, kochanie – puścił mi oczko,
- Serio? – zmierzyłam go wzrokiem,
- Też cię kocham,
Nie zaprzeczyłam, tylko lekko się uśmiechnęłam. Zapadła między nami niezręczna cisza, którą przerwał Niall,
- Odbijany! – krzyknął i złapał mnie za ręce,
Niall jako jeden z niewielu, o dziwo, nie był pijany.
- Powinnaś dać mu szansę,
- Co? – zmarszczyłam brwi,
- Przecież wiesz, że on cię kocha,
- To nie takie proste,
- Proste. Tobie też na nim zależy, nie kłam,
- Zależy mi na przyjaźni z nim – nie dawałam za wygraną,
- Nie rozumiem was. Wszystko sobie komplikujecie,
- Mówiłam już, że to nie jest proste,
- Ale co?! – blondyn był już lekko zdenerwowany,
- Wszystko, Niall. A teraz zmieńmy temat – spojrzałam mu prosto w oczy,
- Ok., już dobrze – przytulił mnie,
W tym momencie podeszła do nas Molly i razem poszłyśmy do łazienki poprawić włosy i makijaż.
- Harry jest pijany – lekko się uśmiechnęła,
- Wiem – westchnęłam,
- Ty też! – wybuchła śmiechem,
- Nie! Odwalcie się ode mnie – chlapnęłam ją wodą,
- Serio?!
Przesłałam jej buziaka i ruszyłam w stronę drzwi. Otworzyłam je i czekałam na Li. Wróciłyśmy do stolika i razem z resztą rozmawialiśmy. Znowu wszyscy zaczęli żartować i wypełniać swoje kieliszki wódką. Po kilku, Harry złapał mnie dyskretnie za rękę. Nie zabrałam jej. Każdy był w dobrym humorze, oprócz jednej osoby.  Zawszę się przejmuję innymi i nie potrafiłam tego olać.
- Sophie, co ci jest? – zapytałam się jej po cichu, żeby nikt nie słyszał naszej rozmowy,
- Nic. Naprawdę nic – uśmiechnęła się,
- Yhy – pokiwałam głową -  Dlaczego kłamiesz?
- I kto to mówi, Effy,
- Nie zmieniaj tematu – pokręciłam głową – Powiedz mi co się dzieję,
- Effy, jeżeli będę mieć jakiś problem, to ci powiem. Teraz, naprawdę nic się nie dzieje – powiedziała,
Poddałam się, ponieważ po raz kolejny wiedziałam, że nic nie powie. Kocham ją bardzo mocno i mam nadzieję, że tylko mi się wydaję, że dzieje się coś niedobrego. Mam złe przeczucia, ale w końcu ja zawsze jestem tą, która panikuje. Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się. 
Niech zabawa trwa – powiedziałam sama do siebie w myślach. Spojrzałam się na Harrego, który uśmiechnął się do mnie. Po chwili oboje tańczyliśmy, daleko od stolika, daleko od naszych przyjaciół. Byliśmy wolni i żyliśmy chwilą. W ogóle nie myślałam o przeszłości, ani o jutrze. Teraz to mnie nie obchodziło. Wiem tylko, że dobrze czuję się w jego ramionach. W pewnym momencie nasze głowy przechyliły się. Byliśmy tak blisko siebie. Przybliżył się do mnie jeszcze bardziej. I stało się. Nasze wargi złączyły się w jedno. Delikatnie się odsunęłam i spojrzałam mu prosto w oczy. Tym razem było zupełnie inaczej, nie wiem dlaczego, ale tak było.
- Naprawdę mi na tobie zależy – spojrzał mi w oczy i znowu zaczęliśmy się całować
-  Wiesz, że to nie jest takie proste – przerwałam, po czym znowu wróciliśmy do całowania się,
Robiliśmy to bardzo namiętnie i z uczuciem. Co chwilę przerywaliśmy, dopowiadając sobie kilka słów, po czym nasze usta znowu się łączyły.  Jeszcze raz mocno go przytuliłam. Co ja robię? Nie wiem. Dzisiaj się nad tym nie zastanawiam.
- Wróćmy już. Do mnie – całował mnie po szyji,
- Nie wiem – zawahałam się,
- Proszę, nie dziś. Nie rób tego po raz kolejny. Naprawdę jesteś dla mnie bardzo ważna – złapał mnie za rękę,
- Dobra – delikatnie się uśmiechnęłam,
- Taksówka czeka pod klubem – odpowiedział bardzo zadowolony,
Szybko napisałam Molly sms’a, że z Harrym już wychodzimy. Nie chciałam do niej podchodzić i jej o tym mówić, bo już sobie wyobrażam jej reakcję i ten uśmiech. Wolałam tego uniknąć. Już po chwili siedzieliśmy w taksówce. Z tego klubu do mieszkania chłopaków jedzie się około pół godziny. Siedzieliśmy wtuleni w siebie i nie odzywaliśmy się do siebie. Oboje byliśmy pogrążeni w swoich myślach. Patrzyłam przez okno i palcem mazałam po szybie. Przyglądałam się ulicom, które mijaliśmy. Kocham Londyn. Kocham to miasto, wszystko jest w nim piękne, jest tyle miejsc, w których jeszcze tu nie byłam. I każde z nich ma swój urok. Właśnie za to i za specyficzny klimat kocham moje miejsce zamieszkania.
- Jesteśmy na miejscu – uśmiechnął się do nas taksówkarz,
Zapłaciliśmy i podziękowaliśmy. Trzymając się za ręce wyszliśmy z samochodu i staliśmy pod drzwiami do domu. Harry szukał w kieszeniach kluczy, jednocześnie się ze mną całując.
Po otworzeniu domu, od razu wbiegliśmy po schodach do sypialni. Zamknęłam za sobą drzwi. Harry trzymając mnie w talii, położył nas na łóżku. Zaczęliśmy bardzo powoli i delikatnie się całować, zdejmując przy tym ubrania. Gdy prawie nadzy leżeliśmy w łóżku, Harry szepnął mi do ust ciche
- Kocham cię,
Wiedziałam, że wkrótce będziemy musieli wyciągnąć konsekwencję z tej nocy, ale teraz to naprawdę się nie liczyło. Mój przyjaciel błądził po moim ciele. Oboje cicho pojękiwaliśmy. Mogę powiedzieć, że było idealnie. Zupełnie inaczej niż dotychczas, gdy robiłam to z obcymi ludźmi. Teraz po moim ciele przechodziła masa, zimnych dreszczy. Czułam się dziwnie. Wreszcie coś poczułam. Coś we mnie pękło, przełamało barierę. Nie wiem czy to dobrze czy źle. Nic nie wiem. To wszystko jest po prostu chore. Pewnie jutro będziemy udawać, że nic się nie stało, że do niczego nie doszło. Jak zawsze. Jesteśmy na tyle odważni do swoich uczuć tylko, gdy się upijemy. Jaki jest w tym sens? Żaden. Tylko najgorsze jest to, że ja też mam uczucia, nie jestem dziwką na jedną noc. Ja pamiętam. Mnie to boli. Harry może wyznawać mi miłość, może mi mówić, że mu na mnie zależy. Ale jak jest naprawdę? Nie wydaje mi się, że darzy mnie prawdziwym uczuciem. To wszystko źle się układa. Zaczynamy od środka, zamiast od początku. W końcu mieliśmy być przyjaciółmi, nie tak to miało się potoczyć. Ja nie mogę go kochać. Podniosłam się z łóżka.
- Coś się stało? – zapytał się Harry,
- Tak – powiedziałam cicho,
Harry złapał mnie za dłoń. Położyłam się na jego piersi. Przez jakiś czas leżeliśmy w ciszy. Patrzyłam jak jego klatka piersiowa unosi się i upada. Czułam ciepło jego skóry, to takie przyjemne. Bawiliśmy się też naszymi dłońmi. Gdyby nie chora relacja między nami i ciągłe problemy, ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Później byśmy wstali i zrobili sobie pyszne śniadanie. Śmiali się, przytulali, całowali, kochali. Ale nie jesteśmy razem. My tak nie powinniśmy, my tak nie możemy. Najgorsze jest to, że jestem bezradna jeśli chodzi o moje uczucia. Nie chcę tego, ale to silniejsze ode mnie.
- To był błąd – przełknęłam ślinę i spojrzałam mu w oczy,
- Dlaczego? – zagryzł wargę, był zmieszany, a ja nie chcę się kłócić, proszę, tylko nie to,
- Po prostu to wszystko zaszło za daleko. nie jesteśmy parą. Nie powinniśmy. A ty powinieneś mnie szanować, a czuję się jak dziwka, wykorzystana na jedną noc – powiedziałam, zdając sobie sprawę, że wina stoi po obu stronach, bo ja mu się w porę nie oparłam,
- Wcale cię tak nie traktuję. Zależy mi na tobie i jesteś najważniejsza – pocałował mnie w czoło,
- Jutro będziemy udawać, że nic się nie stało, Harry, że tego nie było – zasłoniłam twarz dłońmi,
- Ale chociaż na chwilę nie myślmy o jutrze. Zatrzymajmy się. Myślmy o tym co teraz się dzieje, a jest bardzo przyjemnie – przejechał po moich plecach, a ja po raz kolejny poczułam dreszcze,
Podparłam głowę o jego klatkę piersiową i zamknęłam oczy. Wzięłam kilka głębokich oddechów. Nasze jutro nie będzie udane. Będzie wiele kłótni i nieporozumień. Jak zawsze. Jak zawsze na zawsze? Czasem mam już tego dość. Ale nie chcę już myśleć o tym wszystkim, bo to mnie powoli wykańcza. Muszę nacieszyć się tymi przyjemnymi chwilami. Już niedługo trzeba będzie wrócić do rzeczywistości. 



co sądzicie o harrym i effy? tym co pomiędzy nimi jest? czy staną się dla siebie obcy, zostaną przyjaciółmi, a może będą razem? wyrażajcie swoje opinie w komentarzach. jeżeli będzie ich dużo to nowy rozdział pojawi się już niedługo. 
przypominamy też o zwiastunie na naszego nowego bloga, tu możecie przeczytać opis: http://life-is-a-trap.blogspot.com/p/opis.html i skomentować co o nim sądzicie, a tu jest zwiastun - http://www.youtube.com/watch?v=Lp1BUfQUQs4 :)